Dorota Łoboda: Przemysław Czarnek to najgorszy minister edukacji od lat

Nauczyciel nie może pracować, tylko dlatego, że czuje misję. On także musi godnie zarabiać – mówi Dorota Łoboda, warszawska radna PO i liderka ruchu „Rodzice przeciwko reformie edukacji.”

Publikacja: 16.04.2023 18:02

Dorota Łoboda

Dorota Łoboda

Foto: rp.pl

Przemysław Czarnek pozostał na stanowisku ministra edukacji. Jest to dla Pani zaskoczeniem?

Wszyscy zdajemy sobie sprawę z arytmetyki sejmowej. Nawet największa mobilizacja opozycji nie sprawi, że wynik głosowania będzie pozytywny - Zjednoczona Prawica ma większość. Jednak uważam, że debata, w której możemy przedstawić merytoryczną krytykę działań ministra jest bardzo potrzebna. To jest najgorszy minister jaki trafił nam się w ostatnich latach. Przemysław Czarnek kieruje się własnymi uprzedzeniami i fanatyzmem. Widać, że zupełnie nie zna realiów oświaty.

Główne grzechy ministra Czarnka to…

Grzechy ministra Czarnka można podzielić na dwie kategorie. Pierwsza dotyczy braków kadrowych w oświacie. Za ten stan rzeczy odpowiedzialny jest minister Przemysław Czarnek, ponieważ nie chce on wejść w dialog ze środowiskiem oświatowym. Minister jeszcze zaostrza ten spór, gdy mówi, że pensje nauczycieli niesamowicie rosną. Zapowiedział ostatnio, że zlikwiduje Kartę Nauczyciela, co jest oczywistym dolewaniem oliwy do ognia. Nauczyciele masowo odchodzą z powodu fatalnych i poniżających zarobków. Nie bez znaczenia jest także postępująca ideologizacja szkoły.

Druga kategoria grzechów dotyczy uczniów. Pan minister słynie z homofobicznych i szowinistycznych wypowiedzi. Nie reaguje na wielki kryzys psychologiczny młodych ludzi. Ostatnio dowiedzieliśmy się, że polski rząd dysponuje systemem, który jest w stanie wykrywać niepokojące zjawiska w szkołach, takie jak hejt, mowa nienawiści i poniżanie. Tyle tylko, że ten system jest martwy. Widać, że stan psychiczny nie jest priorytetem ministra. Kluczową sprawa dla pana Czarnka jest opowiadanie o lewactwie i konserwatywnej kontrrewolucji, która jest ostatnią rzeczą potrzebną polskiej szkole.

Dlaczego minister Czarnek zapowiedział likwidację Karty Nauczyciela?

To zagrywka polityczna. PiS nie lubi, gdy ktoś się mości po prawej stronie, a w tym momencie Konfederacja zajęła tam miejsce. W związku z czym minister Czarnek postanowił przelicytować Konfederację, po to, żeby najbardziej prawicowi wyborcy nie odeszli od PiS-u. Nauczyciele wymagają specjalnego zainteresowania polskiego rządu, ponieważ zaraz nie będzie nikogo, kto uczyłby nasze dzieci. Stan polskiej oświaty będzie się cały czas pogarszał a Polska straci miejsce w międzynarodowych rankingach kształcenia. To ostatni dzwonek, żeby temu przeciwdziałać.

Ale nie wiem, czy nie ma trochę racji w tym, co powiedział Robert Winnicki – że system wynikający z Karty Nauczyciela nie premiuje najlepszych nauczycieli.

Proszę mi powiedzieć, w którym zawodzie podstawowe wynagrodzenie zależy od osiągów w pracy. Czy motorniczy, który jeździ bezpiecznie ma wyższe zarobki? Albo urzędniczka czy pani na poczcie? Od tego są dodatki motywacyjne i premie. Nie ma zawodu, w którym różnicowalibyśmy zarobki na identycznych stanowiskach. Jest to opowieść, która trafia na podatny grunt, ponieważ każdy z nas zna złego nauczyciela i chcielibyśmy, żeby zarabiał on gorzej niż nauczyciel, który rzetelnie wykonuje swoją pracę. W każdym zawodzie są dobrzy i źli pracownicy. Od tego jest dyrektor szkoły, który różnicuje wynagrodzenie za pomocą dodatków motywacyjnych. Początkujący nauczyciel zarabia o 1 proc. więcej niż minimalna krajowa. Czy w wypadku, gdyby źle wykonywał swoją pracę, to miałby zarabiać jeszcze mniej? Najpierw przyznajmy godne wynagrodzenie nauczycielom, a później możemy zacząć rozmawiać o premiowaniu nauczycieli, którzy mają ponadprzeciętne wyniki. Nauczyciel nie może pracować, tylko dlatego, że czuje misję – on także musi godnie zarabiać.

Sławomir Broniarz skomentował zapowiedź ministra o likwidacji Karty Nauczyciela. Twierdzi on, że likwidacja "jest drogą do urynkowienia edukacji i podziałów społecznych będących następstwem nierówności w dostępie do dobrej edukacji".

Od dłuższego czasu alarmujemy, że ludzie o wyższym statusie społecznym przenoszą dzieci ze szkół publicznych do szkół prywatnych. Wystarczy, że prywatna edukacja gwarantuje stabilną kadrę. Edukacja publiczna musi gwarantować każdemu uczniowi - niezależnie od środowiska i miejscowości - taką samą jakość edukacji. Jeżeli zlikwidujemy Kartę Nauczyciela, to nauczyciele zaczną odchodzić ze szkół, a razem z nimi uczniowie. Szkoły publiczne będą pogarszały swoją jakość kształcenia, a szkoły prywatne będą rosły w siłę. Edukacja musi być na wysokim poziomie. Doskonałym przykładem są kraje skandynawskie, gdzie praktycznie ma prywatnej edukacji.

Wiceminister edukacji Tomasz Rzymkowski powiedział, że "w szkołach jest mydło i papier toaletowy, a kiedyś nie było”. W szkołach jest już lepiej?

Trudno mi to komentować, zwłaszcza gdy popatrzymy na dramatyczne statystyki samobójstw wśród dzieci i młodzieży. Ta wypowiedź świadczy o stopniu oderwania ekipy rządzącej od realnych problemów oświaty. A to, że w szkołach jest papier toaletowy i mydło, to zasługa samorządów, a nie ministerstwa. 

Ministerstwo zapowiedziało także, że zniesie limit zatrudnienia nauczycieli i będą oni mogli pracować tyle ile dadzą radę - wcześniej limit wynosił półtora etatu. Będzie można także uczyć dzieci poza szkołami i wynajmować lokale, żeby prowadzić w nich zajęcia edukacyjne. To chyba ważne dla samorządów, biorąc pod uwagę podwójny rocznik, który trafi do szkół średnich w tym roku?

Jest to próba ukrycia istniejącego problemu. Minister cały czas powtarza, że nie ma problemów kadrowych w oświacie. Twierdzi, że 100 tys. nauczycieli powinno zostać zwolnionych, bo nie będzie dla nich pracy. A z drugiej strony podwyższa limit czasu pracy dla nauczyciela. To jest nic innego jak próba ukrycia faktu, że brakuje nauczycieli. Jest powszechne przekonanie, że nauczyciel pracuje tylko osiemnaście godzin, ale to nie jest prawda. Nauczyciele potrzebują wiele czasu, żeby przygotować się do zajęć. Jeżeli podniesiemy pensum do 40 godzin, to drastycznie odbije się to na jakości zajęć. Łatamy wyrwy, które powstały przez fatalną politykę rządu - to próba gaszenia pożaru.

W jaki sposób Warszawa przygotowuje się na przyjęcie półtora rocznika?

To nie jest pierwszy rok, w którym zmagamy się z taką sytuacją. W 2019 r. przez reformę Anny Zalewskiej do szkół średnich szły dwa pełne roczniki. Już wtedy musieliśmy wymyślić system, który pozwoliłby na przyjęcie dzieci do szkół. Nie można karać uczniów za to, że minister zrujnował cały system. Dlatego, wynajmujemy dodatkowe powierzchnie i przemieniamy każdy kąt w szkole na salę lekcyjną. Prosimy także nauczycieli, żeby nie odchodzili na emeryturę. Zwiększamy liczbę oddziałów w szkołach ponadpodstawowych - one już teraz liczą ponad 30 osób. Wydłużamy godziny działania szkoły, żeby jak najlepiej wykorzystać możliwości, które mamy. Całość finansujemy z własnych środków, ponieważ nie dostajemy żadnych dodatkowych z resortu. Warszawa wydaje sześć miliardów zł na edukację. To jest największa pozycja w naszym budżecie, a zaledwie połowa z tego pokrywa subwencja oświatowa. To wszystko może działać tylko i wyłącznie dzięki poświęceniu nauczycieli, którzy godzą się na tak trudne warunki pracy.

Rozmowa została przeprowadzona na antenie News24 w ramach programu „Wieczór publicystów” Rzeczpospolitej

Oświata
Sądowe kłopoty Barbary Nowak. Prokuratura wszczyna postępowanie, ZNP wytacza proces
Oświata
100 dni rządu. Barbara Nowacka próbuje wypełniać swoje obietnice
Oświata
Dyrektorzy szkół nie zawsze z konkursu. Resort edukacji chce zmienić przepisy
Oświata
Nauczyciele krytycznie o odchudzaniu podstawy programowej
Oświata
Były RPD Marek Michalak: Barbara Nowacka podejmuje słuszne działania