Jak dowiedziała się "Rz", z arkuszy sprawdzianu po podstawówce, egzaminu gimnazjalnego i matur może zniknąć kwadracik, który zakreśla uczeń z orzeczoną dysleksją. To zmiana, nad której wprowadzeniem zastanawiają się w Ministerstwie Edukacji Narodowej.
- Zamiast stemplować arkusze uczniom mającym dysleksję, chcemy wszystkim wydłużyć czas pisania egzaminu – potwierdza w rozmowie z "Rz" wiceminister edukacji prof. Zbigniew Marciniak.
Powód? MEN chce, by wszyscy uczniowie mieli "równe szanse na rozwiązanie zadań i sprawdzenie swoich rozwiązań". – Każdy uczeń będzie miał tyle samo czasu na wyeliminowanie błędów – mówi Marciniak.
Zniesienie znaczka "dysleksja" oznaczałoby koniec ulg dla uczniów, którzy mają zaświadczenia z poradni psychologiczno-pedagogicznych o trudnościach z czytaniem i pisaniem.
Jak szacuje MEN, dysleksję ma 15 proc. uczniów (3 – 4 proc. ma głęboką dysleksję, tzw. rozwojową). To oznacza, że w przeciętnej trzydziestoosobowej klasie można spotkać pięciu dyslektyków, w tym jedno dziecko mające poważne problemy z nauką ortograficznego pisania i rozumieniem czytanego tekstu.