W niektórych gminach nie ma przedszkoli lub liczba miejsc jest ograniczona, wtedy dziecko trafia do znajdującego się przy szkole oddziału przedszkolnego. Ta konfrontacja dla niektórych maluchów jest bardzo stresująca.
Ale wyjścia nie ma. Dziecko, mimo że nie jest przygotowane emocjonalnie na pójście do szkoły, edukację musi kontynuować.
Do naszej redakcji przyszedł list matki pięcioletniej Olgi. Opisana przez nią sytuacja trafi też na biurko urzędników zachodniopomorskiego kuratorium oraz resortu edukacji. Olga do szkoły poszła jeszcze jako czterolatka, pięć lat skończyła w listopadzie. Już po tygodniu nauki rodzice zauważyli niepokojące symptomy.
– Córka zaczęła budzić się o godz. 5 i wpadać w trans, wyjmowała szkolne książki i jak mantrę powtarzała „muszę się uczyć", po czym dostawała silnych wymiotów – opowiada matka, która postanowiła szukać pomocy u szkolnego psychologa. Ten stwierdził, że dziecko trzeba nadal posyłać do szkoły, aby je złamać.
Zdumieni taką opinią rodzice udali się prywatnie do psychologa klinicznego. Ten orzekł, że Olga nie jest przygotowana emocjonalnie do nauki w szkole, zdiagnozował u niej zaburzenia nerwicowe oraz regresyjne i stwierdził, że mogą one bardzo niekorzystnie wpłynąć na jej rozwój.