Dr Anna Górska, dyrektorka Centrum Badań Kobiet i Różnorodności w Organizacjach z Akademii Leona Koźmińskiego, przeprowadziła pogłębione naukowe wywiady z kobietami zatrudnionymi na uczelniach z Europy Środkowo-Wschodniej m.in. w Polsce, Czechach, Litwie, Chorwacji i Rumunii. Okazało się, że z perspektywy badaczek kobiety stale są poddawane dyskryminacji. I nikt z tym nic nie robi.
Prace naukowe kobiet są zwykle niżej oceniane
W badanych przez ekspertkę instytucjach szkolnictwa wyższego brakuje spójnych standardów i miar, na podstawie których łatwiej byłoby sprawiedliwie oceniać opracowania autorstwa naukowczyń. Kobiety dostają niższe oceny od studentów, mają mniej cytowań, a osiągnięcia badaczek są umniejszane.
— Każda instytucja ma własne oceny pracownicze, ale tak naprawdę kluczowa jest działalność badawcza. Efekty badań, publikacje, konferencje, granty. Cała reszta, jak dydaktyka czy administracja, jest postrzegana jako kara — wskazuje dr Górska. — Niestety, obowiązki administracyjne często postrzegane są jako kobieca praca i spadają na barki naukowczyń, to z kolei ma negatywne przełożenie na ich angażowanie się w działalność badawczą. Takie traktowanie kobiet na uczelniach ma przełożenie na ich przyszłość, ale niestety także na przyszłość kolejnych naukowczyń – tłumaczy.
Badania pokazały, że kobiety na późnym etapie kariery często dystansują się od innych przedstawicielek swojej płci. Kobiety muszą udowodnić, dlaczego są tam, gdzie są. - Nawet jeśli odniosły sukces i zostały profesorkami, nadal próbują udowodnić środowisku, że się nadają do tej roli. Jednocześnie patrząc przez pryzmat zmagań i trudności, jakie pokonały, aby osiągnąć sukces, często ograniczają możliwość awansowania młodszym kobietom. Uważają, że skoro im nikt nie pomagał, dlaczego one teraz miałyby komuś pomóc — opowiada autorka opracowania.
Czytaj więcej
Prawie 1,5 tys. osób chciało studiować na nowo utworzonym kierunku lekarskim na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim Jana Pawła II. Wzrosło zainteresowanie studiami na KUL.