Joanna Ćwiek-Świdecka: Brak prac domowych staje się faktem. Czy to oznacza szkołę bez nauki?

Przeciwnicy ograniczenia prac domowych krzyczą, że teraz szkoły będą opuszczać głąby i tumany, a nie dobrze wyedukowani młodzi ludzie. Wygląda to tak, jakby dzieci uczyły się tylko w domu. Po co więc w ogóle chodzić do szkoły?

Publikacja: 19.01.2024 15:24

Barbara Nowacka zapowiada, że prace domowe znikną już od kwietnia

Barbara Nowacka zapowiada, że prace domowe znikną już od kwietnia

Foto: Janek Skarżyński/AFP

Najpierw lekcje w szkole, potem zaliczenie zaległego sprawdzianu na tzw. godzinach czarnkowych (dziecko nie napisało, bo było chore), potem dodatkowy angielski, potem nauka do kartkówki na następny dzień i do dużego sprawdzianu na jeszcze kolejny. W sumie pewnie z dziesięć godzin dziennie na aktywności związane ze szkołą. A na drugi dzień wpis za brak zrobionego zadania, bo w tym wszystkim dziecko zapomniało zrobić jeszcze zadania z matematyki, języka polskiego czy przygotować mapki na geografię. Brzmi jak przepis na nieudane życie, ale to niestety codzienność naszych dzieciaków.

Badania Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty (OSKKO) i Związku Miast Polskich pokazują, że uczeń starszych klas na nauce spędza ok. 50 godzin tygodniowo. Dla przypomnienia – dorośli pracują zazwyczaj 40 godzin tygodniowo.

Czytaj więcej

Barbara Nowacka: Koniec prac domowych? Od kwietnia wejdzie rozporządzenie

Czy nauka w szkole wystarczy?

Ministra edukacji Barbara Nowacka w rozmowie z Wirtualną Polską powiedziała, że od kwietnia znikną obowiązkowe i oceniane prace domowe – najpierw w szkołach podstawowych, potem w średnich. I szok, bo choć wielu rodziców narzeka na nadmierne obciążenie nauką, to trudno im przyjąć do wiadomości, że dziecko może nie mieć zadawanych lekcji. Gdzie on się wtedy będzie uczył? – pytają zaniepokojeni. Otóż w szkole, bo to jest właśnie miejsce, które temu służy. W niej dziecko otrzyma konkretną wiedzę i nauczy się też ją wykorzystywać w praktyce.

Czytaj więcej

Szkoła wysokich wyników czy szkoła szczęśliwych dzieci?

Tego jednak nie da się zrobić przy napakowanej szczegółową wiedzą podstawie programowej. By ją zrealizować, szkoły wprowadzają system akademicki – wykłady, nauka w domu (przy pomocy rodziców lub korepetytorów) a na koniec sprawdzian. Czy to naprawdę jest najlepsza metoda nauczenia dla, powiedzmy, dziesięciolatka? Przecież nawet dorośli ludzie na studiach mają z tym problem.

Zadawane prace i tak trzeba sprawdzić na lekcji, co znów zabiera mnóstwo czasu potrzebnego by wytłumaczyć nowe zagadnienia.

By się nauczyć, trzeba ćwiczyć – mówią zwolennicy prac domowych. Ale kto powiedział, że np. zadania z matematyki trzeba rozwiązywać w domu? Przecież można to również robić w szkole, na lekcji pod nadzorem nauczyciela, który w razie potrzeby wytłumaczy, skoryguje błędy i podpowie, co należy zrobić, gdy dziecko będzie miało z czymś trudności. Nic nie stoi na przeszkodzie, by nauczyciel przygotował dla takiego dziecka zadania do ćwiczeń domowych, jeśli widzi, że tego potrzebuje. Zadawane prace i tak trzeba sprawdzić na lekcji, co znów zabiera mnóstwo czasu potrzebnego by wytłumaczyć nowe zagadnienia.

Nauka zostaje, znikają tylko prace domowe

Nikt przecież nie powiedział, że szkoła bez prac domowych, to szkoła bez nauki. Uczyć się trzeba – na sprawdziany, klasówki, zaliczenia czy wreszcie dla siebie, dla własnych zainteresowań. Ale jeśli uczeń więcej będzie pracował w szkole, to nie będzie musiał aż tyle uczyć się w domu, bo więcej będzie pamiętał z lekcji.

Czytaj więcej

Kuratoria oświaty i egzamin ósmoklasisty do likwidacji? MEN chce rozmawiać z dyrektorami szkół

Czy małe dziecko powinno mieć prace domowe, by ćwiczyć pisanie? Czy powinno mieć zadania z rysowania szlaczków? A czy rączka dziecka nie usprawnia się, gdy po południu siedzi z kredkami i rysuje? Albo lepi z plasteliny czy wycina coś z papieru? Dzieci są twórcze – gdy mają czas, same znajdują sobie zajęcie. I nie trzeba zawsze im czegoś zadawać, a potem oceniać, ucząc, że wszystko robi się dla stopni, dla nagrody.

Barbara Nowacka podkreśla, że trzeba czasu, by przyzwyczaić się do szkoły bez prac domowych. Ten czas jest potrzebny zarówno dzieciom jak i nauczycielom. Ale także rodzicom.

Najpierw lekcje w szkole, potem zaliczenie zaległego sprawdzianu na tzw. godzinach czarnkowych (dziecko nie napisało, bo było chore), potem dodatkowy angielski, potem nauka do kartkówki na następny dzień i do dużego sprawdzianu na jeszcze kolejny. W sumie pewnie z dziesięć godzin dziennie na aktywności związane ze szkołą. A na drugi dzień wpis za brak zrobionego zadania, bo w tym wszystkim dziecko zapomniało zrobić jeszcze zadania z matematyki, języka polskiego czy przygotować mapki na geografię. Brzmi jak przepis na nieudane życie, ale to niestety codzienność naszych dzieciaków.

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Oświata
Znamy szkoły przyjazne LGBTQ+. Po raz pierwszy wysoko szkoły z mniejszych miast
Oświata
Ankieta: Sztuczna inteligencja odrabia lekcje za polskich licealistów
Oświata
Wojsko zaraz po ukończeniu szkoły. Co proponuje armia?
Oświata
Szef IBE: Polska szkoła choruje nie na testozę, ale na ocenozę
Oświata
Uczestniczka Powstania Warszawskiego Wanda Traczyk-Stawska Damą Orderu Uśmiechu