Im bliżej egzaminów, tym wśród uczniów i rodziców większy niepokój. W tym roku jednak jest on dodatkowo spotęgowany tym, że na kilka dni przed egzaminami gimnazjalnymi i ósmoklasisty zaplanowano strajk nauczycieli. „Podenerwowanie" udzieliło się także szefowej MEN Annie Zalewskiej, która już chyba przestała wierzyć w to, że egzaminy zostaną przeprowadzone w pokojowej atmosferze.
Środowisko nauczycielskie zawsze było podzielone i wspólne inicjatywy wychodziły mu zwykle słabo. Na to też liczyło MEN, podejrzewając, że pedagodzy, jak to bywa, bardziej straszą, niż coś zrobią.
Wciąż nie wiadomo, ile szkół rzeczywiście zastrajkuje – w placówkach trwają referenda strajkowe. Wyniki zostaną podane do 25 marca. Jednak w sieci pojawiają się już pierwsze informacje o plebiscycie – i widać, że przynajmniej w części szkół za strajkiem głosowali niemal wszyscy uprawnieni.
Popularność strajku organizowanego przez związek Sławomira Broniarza jest również nie w smak oświatowej Solidarności, która, choć przychylniejsza rządowi, musi też dbać o swoje związkowe interesy. A działania podejmowane przez władze „S" nie wszystkim jej członkom się podobają. I mimo oświadczenia centrali o nieprzyłączaniu się do strajku ZNP część oddziałów „S" zadeklarowała wspólną walkę w szkołach o wyższe pensje i nauczycielską godność. Zdarza się też, że członkowie „S" opuszczają jej szeregi, przyłączając się do ZNP. A wraz z nimi idą płacone przez nich składki.
Czarę goryczy przelały przesłane w tym tygodniu do konsultacji projekty nowelizacji rozporządzeń o warunkach przeprowadzania egzaminów. Zakładają one, że w razie strajku będzie można skorzystać z pomocy np. emerytów.