– Czas na ostateczne decyzje. Istnieją dwa rozwiązania – protokół rozbieżności albo porozumienie. Apeluję do obydwu stron o końcowe propozycje – powiedziała podczas pierwszej tury środowych rozmów rządu z nauczycielami przewodnicząca Rady Dialogu Społecznego Dorota Gardias.
Mimo prowadzonych rozmów i nadziei na przełom w negocjacjach z ZNP politycy PiS nieoficjalnie przyznają, że szykują się i są gotowi na to, że egzaminy rozpoczną się w warunkach strajku. Jak słyszymy, rząd ma w zanadrzu jeszcze jedną niewielką propozycję, która może przybliżyć do zmiany sytuacji. Ale nie jest to nic związanego z realizacją podwyżek na dużą skalę.
Rząd przyznaje, że nie ma pieniędzy. Zarówno oficjalnie, jak i nieoficjalnie powtarzają to politycy PiS. Pewne napięcia wywołała już – o czym pisała „Rzeczpospolita" i inne media – sama propozycja „piątki Kaczyńskiego". – Strajk jest pewny na blisko 100 proc. – to najczęściej powtarzana opinia w kręgach rządowych.
Każdy sobie
Widać też, że wola osiągnięcia porozumienia słabnie. – Mówimy stale o tym samym. Związki przedstawiają swoją propozycję, strona rządowa mówi o swoich uwarunkowaniach, nie odnosząc się do propozycji związków – mówił po pierwszej turze rozmów prezes ZNP Sławomir Broniarz.
W ostatnich dniach związki zawodowe obniżyły nieco swoje oczekiwania strajkowe. Już nie mówią o podwyżce w wysokości 1000 zł netto, ale o waloryzacji na poziomie 30 proc. To w przypadku nauczycieli stażystów dałoby 730 zł podwyżki, a nauczycieli dyplomowanych 990 zł. I byłoby tańsze o 2 mld zł w stosunku do pierwotnych żądań.