Tak wynika z badań nad agresją szkolną przeprowadzanych przez prof. Krystynę Ostrowską z Uniwersytetu Warszawskiego, do których dotarła „Rzeczpospolita”. Prof. Ostrowska na zlecenie Ministerstwa Edukacji porównała sytuację w szkołach na przestrzeni dziesięciu lat. – Pierwsze badanie wykonaliśmy w 1997 roku, następne w 2003. Ostatnie w październiku tego roku na grupie ponad 2000 uczniów od piątej klasy do maturalnej. Odwiedziliśmy szkoły we wszystkich województwach – mówi prof. Ostrowska.
Uczniowie byli m.in. pytani, czy spotkali się ze zjawiskiem dręczenia psychicznego, wyzwiskami, obgadywaniem, biciem, przymuszaniem, wandalizmem. Mieli wskazać, czy sami byli kiedyś ofiarami przemocy bądź jej sprawcami. Pytano też o agresywne zachowania wobec nauczycieli.
– Dziś problem agresji poważnie dotyka ok. 14 procent uczniów. W tej grupie są zarówno ci, którzy są sprawcami jak i ofiarami najbardziej dotkliwej przemocy szkolnej: bicia, bójek grupowych, przemocy z użyciem narzędzi, przymuszania – stwierdza prof. Ostrowska. Dodaje, że gimnazja, które skupiają młodzież w najtrudniejszym wieku, wcale nie wypadają gorzej niż inne typy szkół.
Porównując wyniki z 1997 i 2007 roku, obserwuje się spadek zachowań agresywnych. Wzrasta bowiem procent uczniów, którzy w ogóle nie zetknęli się ze szkolną agresją. – W 1997 roku takich osób było 8,6 proc. Teraz nieco ponad 10 procent. Skok jest niewielki, ale trzeba wziąć pod uwagę, że dziś w kategoriach szkolnej agresji mieści się też pociągnięcie za warkocz – mówi autorka badań.
Co jeszcze zaobserwowano? Spada liczba ofiar przemocy, ale za to jeden sprawca dokonuje więcej czynów. Uczniowie są też mniej zdolni do empatii i mniej wrażliwi na krzywdę oraz cierpienie innych niż kilka lat temu. Łukasz Ługowski, dyrektor ośrodka dla trudnej młodzieży Kąt w Warszawie, dodaje, że dziś sprawcami agresji coraz częściej są dziewczęta: – Są tak samo nafaszerowane agresją jak chłopcy. Tak samo często wszczynają bójki.