– Rektor komisaryczny – to brzmi strasznie. Jego wejście na uczelnię oznacza koniec jej autonomii – tak pomysł Ministerstwa Nauki ocenia prof. Katarzyna Chałasińska-Macukow, przewodnicząca Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Polskich, rektor Uniwersytetu Warszawskiego.
Taką możliwość resort wpisał do nowelizacji ustawy o szkolnictwie wyższym. Dzięki niej minister będzie mógł wskazywać osobę pełniącą obowiązki rektora, czyli tzw. rektora komisarycznego. Będzie mógł zarządzać uczelnią przez trzy lata.
– Takie rozwiązanie przewidujemy w sytuacji, gdy zagrożone będą finanse uczelni. Pełniący obowiązki rektora powołany przez ministra będzie sprawował rodzaj zarządu komisarycznego – mówi Bartosz Loba, rzecznik prasowy resortu nauki.
Ale eksperci twierdzą, że to zamach na samodzielność wyższych szkół publicznych. Prof. Jerzy Woźnicki, prezes Fundacji Rektorów Polskich, przestrzega, że wprowadzenie komisarza oznacza zawieszenie władz uczelni: urzędującego rektora, senatu, rad wydziałów.
– Mechanizm, jaki się proponuje, kojarzy się z dziedzictwem PRL – mówi prof. Woźnicki. – Komisarz oznacza poddanie uniwersytetu władzy rządowej – uważa. Dodaje, że przyczyn tak radykalnego rozwiązania nie ma, bo sektor uczelni publicznych nie jest zadłużony. – Co więcej, uczelnie pokazały, że potrafią zachować płynność finansową nawet w warunkach ograniczonych dotacji z budżetu państwa. Nie są zadłużone jak szpitale. Niewiele z nich ma kłopoty finansowe – przekonuje.