– W 2012 r. samorządy muszą się przygotować na przyjęcie do szkół sześcio- i siedmiolatków – przyznała minister edukacji Katarzyna Hall. W środę oficjalnie podała, że w tym roku szkolnym do szkół poszło 12,5 proc. sześciolatków (33 tys.). W pierwszym roku reformy było to 16,4 tys.
[link=http://www.rp.pl/artykul/19,567369-Szesciolatki-sie-nie-ucza.html" "target=_blank]Te dane podawała już poniedziałkowa "Rz"[/link]. MEN nieco zawyża wyliczenia, bo procenty podaje od ok. 264 tys. dzieci uprawnionych do pójścia do pierwszej klasy (te, które chodziły do przedszkoli), a w roczniku jest 353 tys. dzieci.
– Jeśli w 2011 r. do szkół pójdzie 20 – 30 proc. sześciolatków, to w 2012 r. w pierwszych klasach będzie ok. 600 tys. dzieci. Nawet jeśli nastąpi kumulacja roczników, to ta liczba nie przekracza możliwości szkół, bo były lata, gdy rocznik liczył 700 tys. – uspokajała minister.
Rodzice jednak są zaniepokojeni. Społeczny ruch "Ratuj maluchy", który organizował akcje przeciw obniżeniu wieku szkolnego, zbiera podpisy pod obywatelskim projektem ustawy przywracającym obowiązek szkolny od siódmego roku życia.
– W 2012 r. poślę do szkoły dziecko jako siedmiolatka. Obawiam się, że szkoły będą pracowały na dwie zmiany, nie przystosują klas do potrzeb małych dzieci, w świetlicach będzie tłok – wylicza Agnieszka Gralińska-Toborek, która w Łodzi zebrała 600 podpisów. MEN nie myśli o zmianie reformy. Chce za to pomóc gminom w organizacji edukacji przedszkolnej, która ma przygotować pięciolatki do nauki.