Brak powszechnego dostępu do przedszkoli pogłębia różnice edukacyjne, a mimo ponad 1,9 mln studentów mamy mniej wykształconych obywateli niż inne kraje europejskie – wynika z "Raportu o stanie edukacji. Społeczeństwo w drodze do wiedzy" przygotowanego przez Instytut Badań Edukacyjnych (IBE). – Ominął nas boom edukacyjny, który był udziałem społeczeństw Europy Zachodniej po II wojnie światowej – ocenia Michał Federowicz, dyrektor IBE. – Na przykład kraje skandynawskie postawiły wówczas na masowe kształcenie ogólne oraz naukę języka angielskiego i dziś mają Volvo i Nokię.
Z raportu wynika, że najsłabsze ogniwa polskiej edukacji to wychowanie przedszkolne i kształcenie na uczelniach.
– Edukacja przedszkolna jest najlepszym miejscem na wyrównywanie szans. Jednak tak jest, gdy obejmuje wszystkie dzieci. Inaczej skutek jest odwrotny. Objęcie nią tylko części dzieci zwiększa różnice w ich wykształceniu – wyjaśnia Federowicz. A tak jest w Polsce. Jak wynika z danych MEN, do przedszkoli chodzi 64,6 proc. dzieci w wieku trzy – pięć lat (raport podaje, że trzylatków ok. 30 proc.).
To jeden z najniższych wskaźników w Europie. Autorzy dokumentu podają, że we Francji i Belgii do przedszkoli chodzą wszystkie trzylatki, a w Hiszpanii, we Włoszech i w Danii – ponad 90 proc.
Dodatkowo analizy instytutu pokazały, że dzieci, które edukację zaczęły w wieku trzech – czterech lat, mają zwykle lepsze wyniki na sprawdzianie po szkole podstawowej i testach gimnazjalnych niż te, które zaczynały później – gdy miały pięć – sześć lat.