W 2011 r. dodatek motywacyjny stanowił zaledwie 3,7 proc. nauczycielskiej pensji, rok wcześniej 3,8 proc., a w 2009 r. 3,6 proc. Takie dane przedstawiło MEN sejmowej komisji, która zajmuje się kwestiami ekonomiki edukacji.
To oznacza, że różnica w pensji nauczyciela dyplomowanego, który tygodniowo spędza w szkole tylko wymagane minimum, czyli 20 godzin lekcyjnych, a tego, który o wiele bardziej angażuje się w pracę i jest w szkole kilkanaście godzin dłużej, wynosi 180 zł. Tak jest przy poziomie zarobków 5 tys. zł brutto.
Zamiast zabiegać o dodatek, bardziej opłaca się dorabiać korepetycjami albo w szkole prywatnej.
W teorii charakter dodatku motywacyjnego najlepiej oddaje jego nazwa. Nauczyciel powinien go dostawać za osiągnięcia w procesie dydaktycznym czy wychowawczym, innowacyjne metody nauczania czy szczególne zaangażowanie w pracę. Tyle teorii.
Praktyka jest taka, że dodatek stanowi najczęściej stały element wynagrodzenia. Rozdziela się go równo wszystkim pedagogom, by osiągnęli określone przez resort edukacji średnie wynagrodzenie.