Pomysły Krystyny Szumilas. Przedszkole tylko na pięć godzin

Pomysły MEN na opiekę nad najmłodszymi są oderwane od rzeczywistości – mówią samorządowcy

Publikacja: 22.03.2013 19:50

Samorządy już teraz mają problem z zapewnieniem miejsc w przedszkolach dla wszystkich dzieci, które

Samorządy już teraz mają problem z zapewnieniem miejsc w przedszkolach dla wszystkich dzieci, które mają się w nich uczyć

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

Pięciolatki w szkolnych zerówkach, dowożenie maluchów do placówek w sąsiednich gminach albo możliwość pozostawienia ich jedynie na pięć godzin w pracujących na zmiany placówkach – to najbardziej prawdopodobne efekty pomysłu stworzenia taniej opieki przedszkolnej, który forsuje minister edukacji Krystyna Szumilas.

Tegoroczna rekrutacja pokazuje, że samorządy mają problem, by zapewnić opiekę przedszkolną dwóm rocznikom dzieci. Mimo to Ministerstwo Edukacji przekonuje, że już w 2016 r. na wszystkie dzieci w wieku trzech–pięciu lat będzie czekało przedszkolne miejsce. Ma być tak dobrze, że o przedszkole będą mogli się ubiegać nawet rodzice dwulatków.

Weź pan nianię z autem

To przykład z tego tygodnia. Podwarszawski Radzymin. Pan Michał musi zapisać pięcioletniego syna do zerówki. Do wyboru ma dwa przedszkola publiczne i kilka niepublicznych. Niepubliczne pracują od 6 do 18, ale trzeba za nie zapłacić ponad 700 zł, na co pana Michała nie stać.

Sprawdza więc ofertę przedszkoli publicznych. Tu miejsca są, ale jest też jedno ale. Przedszkole może przyjąć dziecko tylko na pięć godzin, bo chętnych jest tyle, że placówka musi pracować na dwie zmiany, a nie ma świetlicy.

Syn pana Michała trafi albo do grupy, która zaczyna zajęcia o godz. 7 i już o 12 trzeba go będzie odebrać, albo będzie miał opiekę od 12 do 17.

Danuta Gmurczyk, dyrektor radzymińskiego przedszkola publicznego nr 2: – Mamy dwie całodzienne grupy, ale są one dla tych dzieci, które kontynuują naukę w przedszkolu.

Pan Michał nie miał tego szczęścia i nigdy wcześniej nie było dla jego dziecka miejsca w placówce publicznej. – Dla tych dzieci, które w tym roku rozpoczną naukę w przedszkolu i będą realizować obowiązkową zerówkę, mamy w sumie cztery grupy pracujące na dwie zmiany – wyjaśnia Gmurczyk.

I natychmiast dodaje, że i tak rodzice z Radzymina są w lepszej sytuacji niż ci z pobliskich Marek. – W naszych przedszkolach są bowiem miejsca dla sześciolatków, a Marki wszystkie sześciolatki zepchnęły do szkół – wyjaśnia dyrektorka.

Dla pana Michała to żadne pocieszenie, bo niezależnie od tego, czy jego dziecko będzie uczęszczać do przedszkola na rano czy popołudnie, koliduje to z jego pracą. Pani dyrektor podpowiada: może niech pan zatrudni opiekunkę z samochodem, która będzie mogła je zawieźć lub odebrać z przedszkola.

Gminy: opóźnić zmiany

Problem braku miejsc w przedszkolach to nic nowego. Dla przykładu w Warszawie brakuje ich kilka tysięcy, w Siedlcach jest trzy razy mniej niż dzieci.

W tym i w ubiegłym roku deficyt jest szczególnie dotkliwy, bo obowiązkową zerówką objęte są dwa roczniki dzieci (pięcio- i sześciolatki). Albo brakuje więc miejsc dla młodszych dzieci, albo sześciolatki z założenia kierowane są do szkolnych zerówek. Tak jest we wspomnianych Markach, Warszawie czy Szczecinie. Tymczasem Szumilas zapowiada, że już w 2014 r. miejsce w przedszkolu będą miały wszystkie cztero- i pięciolatki, a od 2016 r. także trzylatki.

W dodatku resort założył, że rodzice będą płacili mniej niż teraz. Zgodnie z propozycjami MEN gmina nie będzie mogła bowiem pobierać od nich więcej niż 1 zł za każdą godzinę dodatkowej opieki (państwo gwarantuje pięć godzin bezpłatnych). Teraz wysokość opłat regulują gminy w zależności od kosztów, jakie ponoszą na przedszkola.

Różnicę będą rekompensowały budżetowe dotacje, które gmina dostanie za opiekę przedszkolną nad dzieckiem. MEN zapowiada, że pieniędzy będzie tyle, że nie tylko wystarczy na rekompensatę, ale jeszcze na pełne dotacje dla przedszkoli niepublicznych (teraz dostają 75 proc. dotacji).Co najważniejsze, gminom miałoby zostać tyle, że będą mogły tworzyć nowe miejsca dla przedszkolaków, a nawet nowe przedszkola.

Gminy jednak nie są tego takie pewne. Kiedy wymusiły na MEN, by przedstawiło im wyliczenia, okazało się, że system będzie się bilansował tylko wtedy, gdy jedynie 30 proc. przedszkoli niepublicznych zdecyduje się przyjąć ministerialne warunki (w zamian za 100 proc. dotacji oraz włączenie do systemu rekrutacji ograniczy pobierane od rodziców opłaty do 1 zł za dodatkowe godziny).

Jeżeli na ten ruch zdecyduje się większa liczba przedszkoli, gminy do zadań nałożonych przez rząd będą dokładały.

– Kwota zaproponowana przez MEN w najlepszym wypadku pokryje bieżące wydatki gmin na opiekę przedszkolną, mało prawdopodobne, by coś zostało na rozbudowę bazy przedszkolnej – mówi Marek Olszewski, wiceszef Związku Gmin Wiejskich.

To dlatego samorządy na posiedzeniu Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu poświęconym propozycjom MEN nalegały, by umożliwić im odstąpienie od obowiązku zapewnienia miejsc wszystkim dzieciom. – Na przygotowania się do takich rozwiązań potrzeba co najmniej dodatkowych dwóch–trzech lat – mówi Olszewski.

Ale MEN na ten postulat nie odpowiedziało. W takiej sytuacji należy się spodziewać, że samorządy będą sobie radziły w taki sposób jak obecnie.

Reforma dla statystyki

– Oddziały przedszkolne będą powstawały w szkołach. Pytanie tylko, czy jest to właściwe miejsce dla trzy- lub czterolatka, bo co do tego, że pięciolatki zostaną wepchnięte do szkolnych zerówek, nie mam żadnych wątpliwości – mówi dr Jerzy Lackowski, wieloletni kurator oświaty w Krakowie.

Jego zdaniem celem tej reformy jest jedynie wywindowanie kolejnych wskaźników. – Nikt nie liczy się z dobrem dzieci, a kiedy wpycha się trzylatka do oddziału przedszkolnego w szkole, można go do niej zrazić – dodaje. Zauważa, że reforma nie została poprzedzona badaniem, jakie braki przedszkolne występują w konkretnych regionach. Chodzi tylko o to, by liczby zgadzały się w skali makro.

Inny wariant to ten „radzymiński”, czyli opieka na zmiany, w minimalnym określonym czasie, czyli pięciu godzin. Tylko jaką korzyść będą mieli z tego pracujący rodzice?

– W najgorszej sytuacji będą małe, oddalone od ośrodków miejskich gminy, w których nie ma pieniędzy na otwarcie przedszkola publicznego, a niepublicznego nie opłaca się otwierać – mówi Olszewski.

Tam dzieci najprawdopodobniej trafią do punktów przedszkolnych albo trzeba je będzie dowieźć do sąsiedniej gminy, jeżeli tam akurat będą wolne miejsca.

Samorządy będą się starały przekonać posłów, by opóźnili wprowadzenie w życie nowych przepisów – tych wprowadzających obowiązek zapewnienia miejsc dla wszystkich dzieci. Trudno jednak liczyć, że zgodzą się na to koalicyjni politycy, bo przedszkole za złotówkę dla każdego to doskonałe hasło, w sam raz na zbliżające się wybory.

Pięciolatki w szkolnych zerówkach, dowożenie maluchów do placówek w sąsiednich gminach albo możliwość pozostawienia ich jedynie na pięć godzin w pracujących na zmiany placówkach – to najbardziej prawdopodobne efekty pomysłu stworzenia taniej opieki przedszkolnej, który forsuje minister edukacji Krystyna Szumilas.

Tegoroczna rekrutacja pokazuje, że samorządy mają problem, by zapewnić opiekę przedszkolną dwóm rocznikom dzieci. Mimo to Ministerstwo Edukacji przekonuje, że już w 2016 r. na wszystkie dzieci w wieku trzech–pięciu lat będzie czekało przedszkolne miejsce. Ma być tak dobrze, że o przedszkole będą mogli się ubiegać nawet rodzice dwulatków.

Pozostało 91% artykułu
Edukacja
Podcast „Szkoła na nowo”: Skibidi, sigma - czyli w jaki sposób młodzi tworzą swój język?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Edukacja
MEN zmienia przepisy o frekwencji w szkole. Uczeń nie pojedzie na wakacje we wrześniu
Edukacja
Rusza nowy podcast "Rz" poświęcony edukacji
Edukacja
Marcin Smolik odwołany ze stanowiska szefa CKE
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Edukacja
Ćwiek-Świdecka: czy wyniki Szkoły w Chmurze na pewno są takie złe?