Zdaniem prof. Bogusława Śliwerskiego, szefa Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN, taka decyzja wskazuje na to, że polska szkoła nie jest systemowo i programowo przygotowana do przyjęcia młodszych dzieci, a tym bardziej do pracy w grupach mieszanych, w których różnice rozwojowe pomiędzy sześcio- i siedmiolatkami mogą być bardzo duże. – Odejście od systemowo określonych wymagań oraz ich oceny sprawdza się w klasach eksperymentalnych. Nasuwają się poważne wątpliwości, czy bez szkody dla uczniów da się to zrealizować we wszystkich szkołach – zastanawia się prof. Śliwerski.
Zdaniem Krystyny Łybackiej, byłej minister edukacji z SLD, jest to możliwe tylko po spełnieniu dwóch warunków. – Przez cały okres kształcenia w klasach I–III uczniami musi zajmować się jedne nauczyciel, a liczebność takiej klasy nie przekroczy 15 uczniów – wyjaśnia Łybacka. Już wiadomo, że takiego komfortu pracy nie będzie. Klasy z pierwszakami będą mogły liczyć nawet 25 uczniów. – Trudno mi sobie wyobrazić, że w tak licznych klasach nauczyciel będzie miał czas, by jednocześnie pracować i rozwijać umiejętności uczniów, których część nie ma pojęcia o pisaniu, a inni swobodnie czytają. Podobne problemy będzie generowała także edukacja matematyczna – wskazuje była minister.
Prof. Śliwerski zauważa, że w latach 90., kiedy uczniowie pierwszego etapu nauczania mogli być jeszcze nieklasyfikowani, to właśnie pierwszoklasiści stanowili najliczniejszy odsetek uczniów szkół podstawowych, którzy musieli powtarzać klasę. – Teraz, gdy takiej możliwości nie ma, ok. 10–15 proc. uczniów, którzy trafiają do klasy czwartej, jest nieprzygotowanych do kontynuowania nauki. Te dane dotyczą uczniów rozpoczynających naukę w wieku 7 lat. Jeśli chodzi o sześciolatki szacuje się, że nawet 80 proc. nie ma tzw. gotowości szkolnej – mówi.
Jego zdaniem oznacza to poważne komplikacje przy przejściu młodszych uczniów na następny etap kształcenia. – W przyszłości należy spodziewać się kolejnej reformy programowej, która obniży wymagania wobec uczniów klas starszych – wskazuje.
Ale w dyskusji pojawiają się też głosy, że usunięcie wymagań ma jeszcze inny cel. Chodzi o to, by do rodziców sześciolatków nie trafiała informacja, że ich dzieci nie radzą sobie z wymaganiami, jakie stawia przed nimi szkoła, i w efekcie nie wymuszali na szkołach pozostawienia dziecka na drugi rok po to, by uczyli się z rówieśnikami.