W najbliższym roku szkolnym naukę w podstawówkach ma rozpocząć ok. 150 tys. uczniów więcej niż w latach ubiegłych. To efekt reformy obniżającej wiek szkolny, zgodnie z którą we wrześniu do szkół oprócz siedmiolatków pomaszerują też obowiązkowo sześciolatki urodzone w pierwszej połowie 2008 r. Sytuacja powtórzy się też w kolejnym roku szkolnym, kiedy do szkół pójdzie reszta tego rocznika, wtedy już siedmiolatków, oraz cały rocznik sześciolatków.
Każdego roku część utalentowanych dzieci rozpoczynających edukację trafia do ogólnokształcących szkół muzycznych, które jednocześnie edukują w klasycznych przedmiotach (język polski czy matematyka) oraz rozwijają muzyczne pasje uczniów. Problem w tym, że Ministerstwo Kultury, które nadzoruje tego typu szkoły, przez lata nie zrobiło nic, by w związku z reformą i zwiększoną liczebnością kolejnych roczników uczniów zapewnić większą liczbę miejsc w tych placówkach.
Sprawdziliśmy to w szkołach na terenie całego kraju. Wszędzie padała ta sama odpowiedź: chętnie przyjęlibyśmy więcej uczniów, ale nie mamy na to ani środków, ani warunków lokalowych.
– Nie jestem w stanie przyjąć więcej niż 75 uczniów, choć w tym roku mam 30 proc. więcej chętnych niż w latach ubiegłych – przyznaje w rozmowie z „Rz" Bogdan Piznal, dyrektor Ogólnokształcącej Szkoły Muzycznej I stopnia im. Paderewskiego w Krakowie. Podobną odpowiedź usłyszeliśmy w Łodzi.
– Mam 63 miejsca. Do tej pory zgłaszało się 80–90 kandydatów, w tym roku przyszło ich około 200 – mówi Sławomir Grzegorczyk, wicedyrektor Ogólnokształcącej Szkoły Muzycznej im. Wieniawskiego.