Idea tych zmian polega na tym, że uczniowie szkół podstawowych oraz gimnazjów będą korzystać z podręczników będących własnością szkoły. Ich zakup będzie finansowany z budżetu centralnego. Szkoły otrzymają pieniądze także na zakup dodatkowych materiałów edukacyjnych, np. ćwiczeń.

Wyjątkiem będą podręczniki dla klas I–III szkół podstawowych, które przygotowuje Ministerstwo Edukacji i które dostarczy do szkół. Przygotowane przez MEN zmiany poparła opozycja. – Od dawna zwracaliśmy uwagę na bardzo wysokie ceny podręczników, tymczasem nie powinny być one traktowane jak produkt rynkowy – mówił Zbigniew Dolata  z PiS. Pytał, dlaczego rządowy program nie objął szkół ponadgimnazjalnych, i zastanawiał się, czy wydawcy nie będą próbowali sobie zrekompensować strat, podnosząc ceny podręczników w tym sektorze edukacji.

Wątpliwości posłów opozycji wzbudziło tempo prac nad ustawą. – Nauczyciele dostaną we wrześniu podręcznik, którego nie znają, i rozpocznie się eksperyment na dzieciach – mówił Artur Ostrowski z SLD i pytał, czy tak mocna ingerencja w rynek wydawniczy nie narusza konstytucyjnej zasady ochrony interesów w toku.

Minister edukacji Joanna Kluzik-Rostkowska stwierdziła, że zaproponowane przez jej resort zmiany to odpowiedź na znaczący wzrost cen podręczników w ostatnich latach, co doprowadziło do tego, że  rodziny coraz bardziej odczuwają koszty szkolnej wyprawki dla dzieci.

Projektem zajmie się teraz sejmowa Komisja ds. Edukacji; swoje sprawozdanie ma przedstawić do 23 maja.