Władze Kraśnika pisały do Ministerstwa Finansów już kilka razy. Proszą, by resort poszedł im na rękę, przesunął termin spłaty i obniżył raty zwrotu nienależnie pobranej subwencji oświatowej.
Jak ustalił urząd kontroli skarbowej, władze tego miasta w latach 2006–2010 wzięły z państwowej kasy o blisko 7,5 mln zł więcej, niż im się należało. Decyzje o zwrocie subwencji za kolejne lata przychodziły z półrocznym odstępem. Na początku Kraśnik spłacał każdego miesiąca 200 tys. zł, teraz rata urosła już do 400 tys. zł.
– To zbyt duże obciążenie dla nas, co miesiąc do zadań oświatowych dokładamy ok. 1,5 mln zł z własnego budżetu. Jeżeli resort finansów nie pójdzie nam na rękę, stracą na tym uczniowie – mówi „Rz" Jarosław Stawiarski, zastępca burmistrza Kraśnika.
Nie kwestionuje, że poprzednie władze miasta zwiększały na papierze liczbę uczniów niepełnosprawnych, by zwiększyć kwotę subwencji oświatowej. – Spłaciliśmy już prawie połowę zadłużenia, chcemy, by ministerstwo rozłożyło nam płatność pozostałej kwoty na dłuższy czas, bo dostaliśmy na to 18 miesięcy – dodaje.
Samorządowcy, którzy znają kulisy kontroli sposobu naliczania subwencji oświatowej, twierdzą, że rozpoczęło się to od sprawy Kraśnika.