Wyższe pensum, dyżury w szkołach, zmiana ścieżek awansu zawodowego i podwyższenie minimalnego wynagrodzenia za pracę nauczycieli – to założenia proponowanej przez Ministerstwo Edukacji i Nauki „szóstki dla nauczycieli”, czyli propozycji zmian dotyczących pracy i płacy. Do projektu negatywnie odniosły się związki zawodowe. „Nie widzimy pola do negocjacji, ponieważ nie otrzymaliśmy propozycji znaczącego podniesienia wynagrodzenia” - oświadczyła Rada Krajowej Sekcji Oświaty i Wychowania NSZZ „Solidarność”. Z kolei zdaniem ZNP „wprowadzane zmiany nie mają w żadnym stopniu charakteru projakościowego i stanowią jedynie następną, po likwidacji gimnazjów, próbę zmniejszenia przez obecny rząd kosztów związanych z wynagrodzeniami nauczycieli”.
„Związek Nauczycielstwa Polskiego występuje do Ministra Edukacji i Nauki z postulatem, aby obecny rząd zaprzestał kolejnych prób »zwiększania prestiżu« zawodu nauczyciela, ponieważ każda tego typu próba kończy się dramatycznym pogorszeniem statusu zawodowego nauczycieli oraz utratą zatrudnienia” - przekazał w swoim stanowisku ZNP.
Czytaj więcej
Największy nasz ból jest taki, że pierwszy nauczyciel, jakim jest minister Przemysław Czarnek, z jednej strony ciepłe słowa śle, a z drugiej robi naszemu środowisku, w tym również dzieciakom, wiele krzywdy proponując te wszystkie szaleństwa - mówił w Radiu Zet wiceprezes Związku Nauczycielstwa Polskiego Krzysztof Baszczyński.
W piątek w rozmowie z Radiem Maryja stanowisko związków skrytykował Przemysław Czarnek. Stwierdził, że Ryszard Proksa, przewodniczący Krajowej Sekcji Oświaty i Wychowania NSZZ „Solidarność” „mija się z prawdą, kiedy mówi, że nie ma pieniędzy zabezpieczonych na podwyżki wynagrodzeń nauczycieli”. - Mamy blisko 4 mld zł w rezerwie w projekcie budżetu na zmiany w oświacie, z czego blisko 3 mld zł są na podwyżki już w przyszłym roku. Kiedy pan przewodniczący mówi, że nie ma pieniędzy na poprawę warunków pracy nauczycieli, to pragnę przypomnieć, że tylko w ostatnim roku – w ciągu ostatnich 15 miesięcy na przełomie lat 2020/2021 – z rządowych pieniędzy do organów prowadzących, do samorządów, trafiło 5 mld zł - mówił.
- Takich pieniędzy nigdy nie było w oświacie. Dlatego dobrze jest mówić językiem prawdy, a nie językiem Donalda Tuska. Tego typu argumenty wystawia właśnie przewodniczący PO (cztery dni temu Tusk spotkał się ze Sławomirem Broniarzem, szefem ZNP - red.). Chciałbym, żebyśmy bazowali na prawdzie przy reformie oświaty (…). Prawda jest taka, że musimy podnieść wynagrodzenia dla nauczycieli po to, żeby uatrakcyjnić zawód nauczyciela, ale też musimy zmienić system. Nauczyciel ma być dla ucznia, a nie dla biurokracji ani dla korepetycji - dodał minister edukacji.