Podstawówek niepublicznych w kraju jest nieco ponad pół tysiąca. Niewiele w porównaniu z 14 tysiącami publicznych. Jednak liczba płatnych katolickich, społecznych i prywatnych placówek z roku na rok rośnie.
Kaja Olechowska i Anna Nowacka-Devillard ponad rok temu założyły polsko-francuską szkołę La Fontaine w Warszawie: – Szkoła rośnie razem z uczniami. Zaczynaliśmy od przedszkola. Teraz prowadzimy zerówkę i pierwszą klasę. Rodzice już pytają, czy otworzymy gimnazjum. Dzwonią też mamy, które dopiero co urodziły dzieci i chcą je już zapisać do szkoły.
Rywalizacja o miejsca w szkołach, które mają opinię dobrych, zaskakuje samych rodziców. – Sądziłam, że połowa lutego to dobry termin na zapisanie córki do pierwszej klasy. Ale okazało się, że w szkołach, na których mi zależało, jest po 8 – 12 dzieci na miejsce – mówi Natalia Luniak z Warszawy, mama siedmioletniej Helenki. Do podstawówki rejonowej nie chce posłać córki, bo zależy jej, by co dzień uczyła się języka obcego. Tego publiczna szkoła nie zapewni.
Z podobnych powodów na niepubliczną szkołę postawiła inna mama – Dominika Stępińska-Duch z Warszawy. Z rocznym wyprzedzeniem do dwujęzycznej podstawówki zapisała córkę i zarezerwowała też miejsce dla 4-letniego syna.
– Posyłając dzieci do zwykłej podstawówki, zamieniłabym się w ich kierowcę. Musiałabym wozić je na języki i inne zajęcia dodatkowe – tłumaczy.