– Sądziłem, że tytuł profesora oświaty dostanie od pięciu do dziesięciu nauczycieli z każdego województwa – mówi „Rz” senator Edmund Wittbrodt, były minister edukacji, który jest w składzie Kapituły do spraw Profesorów Oświaty. – Nie wiedziałem, że możemy uhonorować tak niewielu, i że zostanie narzucona formuła: wybieramy tylu nauczycieli, ile jest pieniędzy.
Dziś 16-osobowa kapituła zbiera się, by wyłonić kandydatów do honorowego tytułu profesora oświaty. To ukoronowanie kariery zawodowej nauczyciela, który przeszedł wszystkie stopnie awansu zawodowego: od stażysty do dyplomowanego. O wyróżnienie mogą się ubiegać najbardziej doświadczeni pedagodzy, którzy co najmniej siedem lat przepracowali jako dyplomowani. Ponieważ pierwsze stopnie nauczyciela dyplomowanego nadano w 2001 roku, to na ten rok przypada debiut przyznania tytułów profesorów oświaty. W Polsce jest ok. 254 tys. dyplomowanych pedagogów. Stanowią ponad 43 proc. wszystkich nauczycieli. MEN szacowało, że o tytuł profesora oświaty będzie się mogło ubiegać ok. 270 osób.
[wyimek]Będzie nam bardzo trudno wybrać tych dziesięciu najlepszych z najlepszych [/wyimek]
Każdemu pedagogowi, którego wyróżni kapituła, należy się nagroda w wysokości sześciomiesięcznego ostatnio pobieranego wynagrodzenia zasadniczego (wynosi ono 2380 zł).
Tytuł nadaje minister, ale Karta nauczyciela mówi, że obowiązek wypłaty gratyfikacji spoczywa na organie prowadzącym szkołę, czyli samorządzie, na terenie którego nauczyciel pracuje.