Tak zwane świadczenia kompensacyjne mają dostać nauczyciele urodzeni przed 1970 rokiem, którzy mają 30-letni okres ubezpieczenia, w tym 20 lat pracy przy tablicy. To najnowsza propozycja rządzącej koalicji PO – PSL.
W przyszłym roku świadczenie mogliby dostawać odchodzący z pracy 55-latkowie. Ale już od 2010 r. systematycznie miałby się wydłużać wiek nauczycieli, którzy mieliby do niego prawo. Prawdopodobnie co roku wiek ten przesuwałby się o kwartał dla kobiet i o pół roku dla mężczyzn. Ostatnie świadczenia byłyby przyznane w 2027 r.
Świadczenie ma być obliczane jak emerytura (lub jej 80 proc.) dla osoby 60-letniej, ale płacone z budżetu państwa. Z przywileju mogłoby skorzystać ok. 179 tys. nauczycieli, w tym ok. 33,7 tys. mężczyzn. Nauczyciele sami mają występować o świadczenie. Jeśli jednak z niego skorzystają, stracą prawo do rekompensaty dla osób, które utraciły przywileje wcześniejszych emerytur. Rekompensaty w postaci zwiększonego kapitału początkowego przewiduje ustawa o emeryturach pomostowych, która czeka na podpis prezydenta.
Ponadto nauczyciele, którzy wybiorą to świadczenie, nie będą mogli dorabiać w szkolnictwie. Będą ich też obowiązywały takie same ograniczenia dodatkowego zarobkowania jak inne osoby, które dostają świadczenia przedemerytalne lub wcześniejsze emerytury.
Ustawy napisanej specjalnie dla nauczycieli domagał się Związek Nauczycielstwa Polskiego. Związkowcom spodobała się propozycja minister pracy Jolanty Fedak z PSL. Jej korzystny dla nauczycieli projekt ustawy o emeryturach przejściowych dawał prawo przechodzenia na nie do 2032 r. i dopiero od 2014 r. wydłużałby się wiek uzyskania prawa do przejściówek. Projekt nie był jednak skonsultowany z PO i wywołał tarcia w koalicji. Koszt rozwiązania minister Fedak to 20,71 mld zł. Nowa propozycja jest oszczędniejsza. Świadczenia do 2027 r. to wydatek ok. 6,6 mld zł.