Ponad 202 tys. dzieci uczęszczało w ubiegłym roku szkolnym do przedszkoli działających przy szkołach. To o ponad 20 tys. więcej niż przed dwoma laty. Już 65 proc. podstawówek kształci obok uczniów także przedszkolaki – wynika z informacji o stanie przygotowań samorządów do reformy obniżającej wiek szkolny. W tym tygodniu przedstawi ją posłom minister edukacji Katarzyna Hall.
– To jest mechanizm, którego się spodziewaliśmy. Nie ma przedszkoli, więc do szkół trafiają dzieci pięcioletnie i młodsze – mówi Karolina Elbanowska ze społecznego ruchu Ratuj Maluchy. Jej zdaniem przedszkolak chodzący do placówki działającej przy szkole może na tym stracić. Zdarza się, że dzieci mają mniej rytmiki czy zajęć z logopedą.
Były wiceminister edukacji, poseł PiS Sławomir Kłosowski zwraca uwagę na niebezpieczeństwo dla najmłodszych dzieci, które w zespołach szkół mogą na jednym korytarzu spotykać nawet gimnazjalistów.
Według Elbanowskiej wzrost liczby dzieci w przedszkolach przy szkołach to efekt uboczny reformy, przeciw której protestował ruch Ratuj Maluchy. Zakłada ona posłanie do szkół sześciolatków (do 2012 r. decydują o tym rodzice, potem wyboru nie będzie) i przygotowanie pięciolatków do pójścia do szkoły (obowiązkowe od 2011 r.).
Rzecznik MEN Grzegorz Żurawski nie widzi związku z reformą: – Zwiększenie liczby oddziałów przedszkolnych przy szkołach to sposób niektórych samorządów na zwiększenie dostępu najmłodszych dzieci do przedszkoli.