– Przez całe trzy lata studiów w czasie nauki co miesiąc wypłacamy studentom 1200 zł stypendium na czesne i wynajęcie mieszkania, w zamian studenci zobowiązują się do podjęcia u nas pracy – mówi Grzegorz Robak, koordynator programu stypendialnego „Metro Student“ koncernu Metro Group w Polsce. Firma poszukuje kandydatów wśród maturzystów i wskazuje im konkretną uczelnię – Wyższą Szkołę Handlową we Wrocławiu. Po studiach stypendyści powinni przepracować dwa lata w placówkach handlowych koncernu.
– Od początku jasno określamy nasze wymagania – zaznacza Robak. – Mówimy, że nasi stypendyści muszą być gotowi do pracy w różnych miejscach Polski. Oferujemy pracę na stanowiskach kierowniczych w hipermarketach, ale nie oznacza to pracy za biurkiem. Nasi kierownicy aktywnie włączają się w pracę zespołu. Nie stawiamy przeszkód, by dalej studiowali, ale muszą to być studia zaoczne, aby pogodzić je z pracą.
Czy firmy nie wykorzystują młodych ludzi, zobowiązując ich potem do pracy? – To korzyść dla dwóch stron – uważa Anna
Baczko-Dombi, socjolog z UW, która badała programy stypendialne w Polsce. – Zdarza się więc, że umowy stypendialne mają formę kontraktów, w których oprócz przyznania studentowi pomocy materialnej lub połączonej np. z programem praktyk zawiera się zapis o obowiązku podjęcia współpracy z firmą.
– Przedsiębiorcy chętnie zawieraliby w umowach stypendialnych klauzulę, by stypendysta pracował u nich po studiach przez jakiś okres – przyznaje Agnieszka Chudzik z Urzędu Miasta Łódź, która zajmuje się programem „Młodzi w Łodzi“. – Byłoby to jednak zbyt daleko idące ograniczenie swobody wyboru młodych ludzi.