Tomasz Ziewiec, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 25 w Warszawie, ma już doświadczenie w uczeniu w jednej klasie sześcio- i siedmiolatków. – Sześciolatki są przygotowane do szkoły i chętnie poznają nowe rzeczy. Ale zadania wymagające sprawności manualnej wykonują wolniej niż siedmiolatki. Nie posługują się np. tak sprawnie przyborami szkolnymi – mówi. Dlatego uważa, że lepiej sześcio- i siedmiolatki uczyć w osobnych klasach. – Takie klasy mamy w tym roku i zamierzamy utworzyć też we wrześniu 2011 i 2012 r., gdy do szkół trafią już wszystkie sześciolatki – zapowiada.
Na razie sześciolatków w szkołach w całym kraju jest niewiele. Ze statystyk, do których dotarła „Rz”, wynika, że nie ma województwa, w którym do szkół poszłaby ich co najmniej połowa. Najwięcej w tym roku uczy się w Pomorskiem – 20,4 proc., najmniej w Lubuskiem – 6,1 proc. Jak podaje MEN, w całym kraju uczy się w tym roku 12,5 proc. sześciolatków. To wyliczenie dotyczy dzieci, które chodziły do przedszkola i są uprawnione do pójścia do szkoły. Jeśli weźmie się pod uwagę cały rocznik, wskaźnik wynosi ok. 9 proc.
W 2012 r. sześciolatki już obowiązkowo trafią do szkół. Zanosi się więc na to, że razem z nimi naukę rozpocznie ok. 80 proc. siedmiolatków, które rodzice pozostawią jeszcze w tym roku jako sześciolatki w przedszkolu.
MEN twierdzi, że to gminy mają rozwiązać problem spodziewanego spotkania się w 2012 r. niemal całych roczników sześcio- i siedmiolatków. Co na to samorządy?
– Nie będziemy mieli problemu z kumulacją roczników