– Nie powinno dochodzić do takiego szantażu – mówił w poniedziałek premier Mateusz Morawiecki. To komentarz do słów prezesa ZNP Sławomira Broniarza, który powiedział (później za to przeprosił) że nauczyciele mają „potężny oręż", jakim jest ocenianie i promocja uczniów. Słowa Broniarza to oczywisty prezent dla rządu PiS, ale premier Morawiecki i tak ma problem. W poniedziałek ruszyła na dużą skalę akcja promująca nową „piątkę" PiS. W każdym województwie ma odbyć się seria spotkań o nowych propozycjach dotyczących m.in. emerytur i 500+. Jednak od tygodni jednym z tematów jest strajk nauczycieli. Opozycja nie musi w tej sprawie wiele nawet robić i ma czas na dopięcie szczegółów swojej kampanii. PO projektuje krótką kampanię, na dwa miesiące. Do tego czasu – być może taka jest kalkulacja – będzie dominować temat oświaty. Teraz jest ważny, ale nie stał się jeszcze najważniejszy.
Czytaj także: Schetyna igra z ogniem
PiS stało się zakładnikiem własnych obietnic. Skoro jest kilkadziesiąt miliardów na nowe programy społeczne, to dlaczego nie przyznać pieniędzy nauczycielom? A wszyscy zgadzają się przecież, że powinni zarabiać więcej. To główny polityczny problem ze „słusznymi protestami". Tak było w trakcie protestu pielęgniarek w 2007 roku i rok temu, gdy w Sejmie protestowali niepełnosprawni i ich opiekunowie. Opinia publiczna najczęściej jest z protestującymi. Ale to nie znaczy, że tak jest zawsze.
PiS było mocno krytykowane za reformę oświaty i jej wdrożenie. Ale sondaż CBOS z września 2018 roku pokazał, że Polacy zaakceptowali reformę. 52 proc. stwierdziło, że jest potrzebna. 34 proc zadeklarowało, że szkoły funkcjonują lepiej, 19 proc. – że gorzej. Pod tym i innymi względami okazało się, że PiS było partią dobrze rozumiejącą problemy oświaty i rodziców. Dla kontrastu z PO, która zapłaciła cenę za odrzucenie w 2013 wniosku o referendum ws. wysłania sześciolatków do szkół.
Opozycja najpewniej liczy na to, że wiosną tego roku powtórzy się mechanizm sprzed 12 lat, gdy białe miasteczko pielęgniarek i siłowa reakcja na nie rządu PiS były istotnym czynnikiem w wyborczej porażce partii Jarosława Kaczyńskiego. To byłby dla Koalicji Europejskiej najlepszy możliwy scenariusz. Lider PO Grzegorz Schetyna zapowiedział też w poniedziałek, że gdy jego partia wróci do władzy, to po 1000 zł na podwyżki będzie. Minister Anna Zalewska nawet w samym PiS zaczyna być traktowana jako polityczne obciążenie, powołanie zaś nowego ministra po eurowyborach – jako szansa na restart.