Koszty edukacji paraliżują samorządy. Ich wydatki w tym zakresie w ostatnich ośmiu latach wzrosły blisko dwuipółkrotnie.
W 2010 r. do oświaty dołożyły 21 mld zł, co stanowiło blisko 40 proc. wszystkich publicznych pieniędzy na ten cel. Jeszcze w 2003 r. ich wkład własny wyniósł 9 mld zł. Gminy płacą więcej, bo otrzymywana z budżetu państwa subwencja oświatowa nie wystarcza nawet na pokrycie nauczycielskich pensji.
Kontynuowanie tej polityki doprowadzi niektóre gminy na skraj bankructwa. Dlatego samorządy domagają się zmian, zwłaszcza likwidacji niektórych przywilejów nauczycielskich i uwolnienia polityki kadrowej oraz płacowej, którą teraz ściśle określa Karta nauczyciela.
Do swoich koncepcji samorządowcy będą się starali przekonać dziś posłów z Komisji Samorządu Terytorialnego. Politycy PO deklarują chęć pomocy.
– Mamy świadomość, że Karta nauczyciela zawiera wiele anachronicznych zapisów, które powstały w czasach PRL, i pora je zmienić. Chcemy przejrzeć tę ustawę i zmodyfikować ją tak, by obniżyć niektóre koszty samorządów – mówi „Rz" Halina Rozpondek z PO, wiceszefowa Komisji Samorządu Terytorialnego.
Na czym szczególnie zależy samorządowcom? Na podniesieniu wymiaru nauczycielskiego pensum, skróceniu urlopów z 78 do 52 dni roboczych, a także wprowadzeniu zmian w kwestii rocznych urlopów na poratowanie zdrowia. Teraz płacą za to gminy, a zdaniem samorządów powinien robić to ZUS.
Samorządowcy nie chcą też wypłacać dodatków uzupełniających, które otrzymują nauczyciele zarabiający poniżej średniego wynagrodzenia określonego przez Kartę.
– Wszystkie te regulacje składają się na to, że subwencja oświatowa nigdy nie nadąży za rzeczywistymi wydatkami – mówi Marek Olszewski, wiceszef Związku Gmin Wiejskich. Dodaje, że nie jest w stanie pokryć nawet wzrostu pensji związanych z awansem zawodowym nauczycieli. – Na to nakładają się choćby prozaiczne podwyżki energii, remonty czy doposażanie bazy dydaktycznej, czego subwencja nie obejmuje – tłumaczy Olszewski.