Rosną różnice pomiędzy gimnazjami w Polsce, szczególnie w dużych aglomeracjach. Dobre szkoły stają się coraz lepsze, a słabe coraz słabsze - w praktyce skazując uczniów na gorszy wynik egzaminu gimnazjalnego. Rekrutacja do gimnazjów staje się więc elementem segregacji uczniów. Eksperci podkreślają, że potrzebne są działania, które podniosą atrakcyjność i wzbogacą ofertę edukacyjną najsłabszych placówek.
Niż pogłębia różnice
Dr hab. Roman Dolata z Wydziału Pedagogicznego Uniwersytetu Warszawskiego wziął pod lupę wyniki części humanistycznej testu gimnazjalnego wszystkich polskich gimnazjów. Co się okazało? Że w 2011 r., w dużych miastach powyżej 100 tys. mieszkańców wynik egzaminu w poszczególnych szkołach różnił się nawet o 35 proc. (wyniki tegorocznego egzaminu będą znane dopiero w czerwcu).
Np. w Opolu w 2009 r. różnica w wynikach najsłabszej i najlepszej szkoły wyniosła aż 43 proc. Tendencja była dostrzegalna już w 2002 r., kiedy wystartowały egzaminy gimnazjalne, jednak wtedy różnica wynosiła 14 proc. Od tamtego czasu nieprzerwanie rośnie.
Podobnego trendu nie widać na wsi czy w małych miastach, gdzie zróżnicowanie pomiędzy szkołami od lat utrzymuje się na stałym poziomie i jest kilkukrotnie niższe od tego w dużych miastach. Nie występuje też w takim natężeniu w wielkomiejskich podstawówkach.
Co z tego wynika? Jak pisze w swojej analizie Dolata, wybór szkoły w coraz większym stopniu decyduje o szansach ucznia na osiągnięcie sukcesu na egzaminie gimnazjalnym. A to przeczy podstawowej idei powszechnej oświaty, która zakłada, że uczęszczanie do danej szkoły będącej elementem systemu nie może różnicować szans edukacyjnych uczniów. Dodajmy, że przed wprowadzeniem gimnazjów w 1999 r. zwolennicy tego pomysłu zapewniali, że będą one wyrównywać szanse edukacyjne.
Dr Jan Herczyński z Uniwersytetu Warszawskiego, który koordynuje dotyczące zarządzania oświatą prace Ośrodka Rozwoju Edukacji przekonuje, że za pogłębianiem się różnic jakościowych w gimnazjach stoi niż demograficzny.