Kolejny absurd reformy oświaty przygotowanej przez resort. Raz podjętej przez rodziców decyzji o wysłaniu sześciolatka do pierwszej klasy nie można już cofnąć. Sądy cywilne odrzuciły pozew w takiej sprawie, a kuratorium i resort edukacji uznały, że to jest tylko i wyłącznie problem szkoły.
Historię siedmioletniej dziś Oli, uczennicy podstawówki na warszawskiej Białołęce, opisywaliśmy w sierpniu tego roku. We wrześniu 2011 roku rodzice wysłali sześcioletnią wówczas dziewczynkę do pierwszej klasy. Po kilku tygodniach zorientowali się, że dziecko nie radzi sobie w szkole. – Miała reakcje nerwicowe – opowiada matka.
Olę zbadał psycholog, który potwierdził, że dziewczynka ma problemy w grupie, a ponieważ słabo jej idzie nauka, zamyka się w sobie.
Rodzice nie od razu jednak próbowali zabrać córkę ze szkoły, zwłaszcza że wychowawczyni obiecała zwrócić większą uwagę na dziecko, a w razie konieczności poprosić o pomoc psychologa.
Sytuacja Oli jednak wcale się nie zmieniała. Dziewczynka miała kłopoty z nauką. Rodzice postanowili więc, że albo cofną dziecko do zerówki, albo poproszą, by zostało w pierwszej klasie na drugi rok, by chodziło do klasy razem ze swoim rocznikiem. Dyrekcja nie zgodziła się na cofnięcie dziecka do klasy przedszkolnej, uznając, że to nie ona wydawała decyzję administracyjną w tej sprawie. A rada pedagogiczna promowała dziewczynkę do drugiej klasy.