Okazuje się, że szkoły zamiast wydawać pieniądze na swoją działalność edukacyjną, przeznaczały je na zupełnie inne cele. Jeden z właścicieli szkoły z subwencji oświatowej spłacał leasing drogiego auta samochodu terenowego, oraz koszty jego utrzymania np. wymianę opon. Kontrolerzy wskazywali także na bardzo wysokie rachunki za telefon lub bardzo wysokie wynagrodzenia dyrektorów placówek (czasem znacznie wyższe niż prezydenta Lublina), pokrywane ze środków uzyskanych z dotacji. W niektórych przypadkach na wydanie pieniędzy z dotacji placówka nie miała dokumentów, np. faktur, umów czy rachunków.
W latach 2011-2012 skontrolowano w Lublinie łącznie 74 niepubliczne placówki oświatowe. Łączna kwota przekazanej im dotacji to ok. 33,5 mln zł. Aż 36 proc. tej kwoty, czyli ponad 12 mln zł, według kontrolerów powinno być zwrócone. „Środki te wydatkowano niezgodnie z przeznaczeniem, czyli nie przeznaczono ich na kształcenie, wychowanie i profilaktykę, ale na jakieś inne wydatki np. osobiste wydatki organu prowadzącego" – przekonuje dyrektor wydziału audytu i kontroli urzędu miasta w Lublinie Anna Morow.
Problem podnosiliśmy wielokrotnie na łamach „Rz". Okazuje się bowiem, że martwe dusze, handel danymi osobowymi, wyłudzanie subwencji oświatowej czy fałszowanie dokumentacji to codzienność funkcjonowania niepublicznych szkół dla dorosłych. Każdego roku do tego sektora edukacji płynie ok. 800 mln zł. O tym, jak to jest intratny proceder, najlepiej świadczy przykład ze Słupska. Dyrektor i właściciel jednej z tamtejszych szkół na przestrzeni półtora roku wypłacił sobie 1,2 mln zł pensji, umowę zawarł sam ze sobą. Szkolne pieniądze trafiły także na zakup motocykla. Słupski magistrat rozpoczął kontrole w niepublicznych szkołach dla dorosłych. Efekt? Pięć wniosków do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa. – W jednej ze szkół brakowało 750 uczniów, na których pobrano dotację.
O zmiany apelują samorządy, które chcą by to one miały prawo decydowania o ilości funkcjonujących na ich terenie szkół dla dorosłych. Teraz założyć ją może każdy. Sugerują też, że szkoły powinny otrzymywać pieniądza tylko za tych uczniów, którzy zdadzą egzaminy. Teraz system prowadzi do patologii bowiem korzyści z niego czerpią obie strony. System daje korzyści obu stronom. Do szkół płynie strumień publicznych pieniędzy, zaś uczniowie dostają legitymację szkolną, która uprawnia ich do korzystania z ulg komunikacyjnych, przedłuża możliwość korzystania z zasiłku rodzinnego oraz renty rodzinnej. Ponadto daje możliwość podjęcia pracy na umowę-zlecenie bez konieczności opłacania składek do ZUS. To czyni takiego pracownika bardziej atrakcyjnym dla pracodawcy, bo jest o ok. 30 proc. tańszy.