Podręcznikowe eldorado

Nawet połowa kosztu szkolnej książki może iść na agresywną promocję wśród nauczycieli. Płacą rodzice.

Publikacja: 18.05.2013 02:19

Podręcznikowe eldorado

Foto: Fotorzepa, Radosław Pasterski Radosław Pasterski

– Nie ma co ukrywać, wbrew temu, co mówią wydawcy, podręczniki w Polsce są bardzo drogie – mówi Henryk Tokarz, prezes Izby Księgarstwa Polskiego. Zaraz dodaje, że najdroższe są podręczniki do nauki języków obcych. Dlaczego? Bo jest ich najwięcej na rynku, dlatego na ich promocję trzeba wydać najwięcej, a to przekłada się na cenę. Bo oczywiście koszty marketingowe pokrywają uczniowie, a raczej ich rodzice, którzy co roku we wrześniu muszą wysupłać kilkaset złotych na komplet książek szkolnych.

Nauczyciel nie jest w stanie poznać wszystkich podręczników. Pomaga wydawca

Tokarz przekonuje, że – według nieoficjalnych informacji – w przypadku podręczników do nauki języków koszty marketingu mogą stanowić nawet 60 proc. ceny. To pieniądze, z których wydawnictwa opłacają krążących po całym kraju przedstawicieli handlowych, bankiety dla nauczycieli i dyrektorów szkół. Od dwóch lat jest moda na prezenty wręczane szkołom, np. laptopy, rzutniki czy tablice multimedialne, w zamian za które szkoła zobowiązuje się do korzystania z określonych produktów przez określony czas. To także wliczone jest do ceny podręcznika. Mateusz Górowski z fundacji Europejska Inicjatywa Obywatelska – Polska bez Korupcji, te koszty marketingowe nazywa „rentą korupcyjną".

Kosztowne prezenty

Eksperci obserwujący polski rynek książki od lat powtarzają, by nie wierzyć w narzekania wydawców podręczników. Dlaczego? Jego wartość szacuje się na ponad 800 mln zł, niektóre wyceny mówią nawet o 1 mld zł. W Polsce mamy kilka milionów uczniów, każdy z nich co roku musi kupić co najmniej kilka książek szkolnych. To znaczy, że co roku wydawcy mają zbyt na kilkadziesiąt milionów swoich produktów. Problem w tym, że z roku na rok na rynku podręczników jest coraz więcej. Ostatnie dane ze strony ministerstwa edukacji: liczba podręczników dopuszczonych do nauczania języka angielskiego w klasach I–III szkoły podstawowej – 99 tytułów, kolejne 145 to podręczniki do edukacji wczesnoszkolnej. W gimnazjum książek do nauki angielskiego jest już 117, do języka polskiego zaś 68, do fizyki 30, do matematyki tylko 29.

Nauczyciele, nawet gdyby chcieli, nie są w stanie zapoznać się ze wszystkimi i wybrać najlepszy. Pomagają im wydawcy.

Ponownie Tokarz: – Kilkanaście lat temu najpopularniejsze były konferencje w dobrych hotelach połączone z obfitym bufetem, niekiedy dwu-, trzydniowe. Często do ich organizacji wydawcy angażowali dyrektorów z ośrodków doskonalenia nauczycieli. Zaproszenie na prowadzony przez nich wykład doskonalący nauczyciele traktują wręcz jak służbowy obowiązek. Jakość wykładu nie miała jednak żadnego znaczenia, podobnie jak pseudocertyfikaty wystawiane pedagogom, chodziło o dotarcie z produktem.

Jak przekonuje Tokarz, gdy same konferencje przestały przynosić efekty, ofertę wzbogacono o wyjazdy turystyczne, np. za sprzedaż kompletu książek wszystkim klasom w jednym roczniku nauczyciel otrzymywał wycieczkę albo zlecenie opracowania recenzji, za które brał wynagrodzenie.

Były pracownik branży wydawniczej: – Gdyby prześledzić ścieżki kariery zawodowej pracowników wydawnictw szkolnych, okaże się, że w ostatnim czasie ściągnęła ona wiele osób z bogatym doświadczeniem z branż, w których stosowany jest agresywny marketing, chociażby farmaceutycznej. Zdaniem naszego rozmówcy oznacza to jedno. Sprzedaż produktu za wszelką cenę, wszelkimi możliwymi środkami. – Od dwóch lat sytuacja wygląda w ten sposób, że w lutym do szkół wchodzą marketingowcy i rozpoczyna się licytacja dotycząca tego, z jakich książek będą uczyły się dzieci od września. Jeśli wydawnictwo X za korzystanie z jego produktów oferuje cztery laptopy i wycieczkę, to wydawnictwo Y musi przebić tę ofertę – opowiada Tokarz.

Umowy najczęściej skonstruowane są w następujący sposób: szkoła zobowiązuje się do tego, że przez trzy kolejne lata do nauki danego przedmiotu będzie używała jedynie podręczników wydawnictwa X, w zamian wydawnictwo sprzedaje szkole np. tablicę multimedialną lub laptop o wartości ok. 5 tys. zł za cenę 1,23 zł brutto. Jeżeli szkoła nie wywiąże się z umowy, będzie musiała zapłacić pełną cenę produktu.

Jakość się nie liczy

To, że w walce o rynek podręczników nie liczy się jakość, ale ilość, najlepiej świadczy wykonane przez kuratorium śląskie badanie na grupie blisko 120 tys. uczniów w 2,5 tys. szkół. Prawie połowa z nich stwierdziła, że nie lubi korzystać z podręczników, bo są nieciekawe bądź napisane trudnym językiem. Z tych samych badań dowiadujemy się też, że aż 78 proc. uczniów co roku kupuje nowy podręcznik, najwięcej w szkołach podstawowych – 92 proc.; w gimnazjach – 88 proc.; w liceach ogólnokształcących – 65 proc., w technikach – 54 proc., w zasadniczych szkołach zawodowych – 45 proc. To oznacza, że rynek wtórny książek szkolnych szczególnie na poziomie szkół podstawowych czy gimnazjów właściwie nie istnieje. Pod koniec ubiegłego tygodnia resort edukacji zapowiedział, że we wrześniu ruszy globalna kontrola polskich szkół pod kątem tego, jak wybierane są podręczniki oraz jak wygląda szkolna polityka odnośnie do rynku wtórnego. – Stworzyliśmy bardzo liberalny rynek wydawcom podręczników, a kiedy doprowadziło to do patologii, to Ministerstwo Edukacji przygląda się i nie wie, co z tym zrobić – mówi Tokarz.

Wiele państw rozwiązało ten problem, biorąc na siebie obowiązek wyposażenia uczniów w podręczniki. Tokarz wskazuje także przykład niemiecki, gdzie wydawca musi określić cenę książki, której nie może zmienić, np. wybierając inny kanał dystrybucji. – To daje przejrzyste zasady gry – podkreśla. Jego zdaniem  zmiany trzeba rozpocząć od zamknięcia szkół dla wydawnictw.

– Nie ma co ukrywać, wbrew temu, co mówią wydawcy, podręczniki w Polsce są bardzo drogie – mówi Henryk Tokarz, prezes Izby Księgarstwa Polskiego. Zaraz dodaje, że najdroższe są podręczniki do nauki języków obcych. Dlaczego? Bo jest ich najwięcej na rynku, dlatego na ich promocję trzeba wydać najwięcej, a to przekłada się na cenę. Bo oczywiście koszty marketingowe pokrywają uczniowie, a raczej ich rodzice, którzy co roku we wrześniu muszą wysupłać kilkaset złotych na komplet książek szkolnych.

Pozostało 90% artykułu
Edukacja
Rusza nowy podcast "Rz" poświęcony edukacji
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
Edukacja
Marcin Smolik odwołany ze stanowiska szefa CKE
Edukacja
Ćwiek-Świdecka: czy wyniki Szkoły w Chmurze na pewno są takie złe?
Matriał Promocyjny
Ojcowie na urlopie to korzyści dla ich dzieci, rodzin, ale i firm
Materiał Promocyjny
Big data pomaga budować skuteczne strategie
Edukacja
"Tu jesteśmy gośćmi, a nasz dom nie istnieje". Życie ukraińskich dzieci w Polsce
Materiał Promocyjny
Polscy przedsiębiorcy coraz częściej ubezpieczeni