Coraz więcej rodziców decyduje się na edukację domową, zamiast posyłać dzieci do szkoły. Da się to w ogóle połączyć z pracą zawodową?
Mariusz Dzieciątko:
To nie jest prosta sprawa. Potrzebne są dyscyplina i wytrwałość, ale tak – da się to połączyć z pracą. Oczywiście najczęściej jest tak, że jedno z rodziców rezygnuje z pracy zawodowej, ale nie oznacza to, że edukacja domowa jest tylko dla bogaczy. Przez to, że rodzina żyje z jednej pensji, nie obniża się wcale jej standard życia. Odpada masa wydatków, pojawiają się więc i oszczędności. Z ekonomicznego punktu widzenia nie ma dużej różnicy, czy rodzice sami uczą dziecko i mniej pracują, czy więcej pracują, ale dziecko chodzi do szkoły.
Edukacja domowa to taka szkoła, tylko że w domu? Lekcje, przerwy, klasówki...
Ciężko mówić o powszechnym schemacie edukacji domowej, każda rodzina wypracowuje własny system. Często nawet w jednej rodzinie są różne systemy dostosowane do poszczególnych dzieci. To zaleta tej edukacji – w początkowym okresie nauki staramy się dopasować metody i tempo pracy do potrzeb i możliwości dziecka. Sprawdzaliśmy różne sposoby pracy z dziećmi, ale najlepiej wychodzi nam praca blokowa: nie uczymy oddzielnych przedmiotów, lecz ciągów zagadnień. To się sprawdza u naszej trójki. Nigdy też nie prowadzimy standardowych lekcji po 45 minut – dostosowujemy się do możliwości dzieci, dzięki temu nauka jest bardziej efektywna.