Polska szkoła może odcisnąć piętno na całe życie – przekonuje w rozmowie z „Rz" prof. Philip Zimbardo. Ten jeden z najbardziej uznanych na świecie psychologów zwraca uwagę, że w Polsce wyjątkowo duży odsetek dzieci i młodzieży zmaga się z poważnymi zaburzeniami emocjonalnymi.
– Dla mnie sytuacja jest alarmująca. To są ludzie, którzy w dorosłym życiu nie przełamią samodzielnie depresji, z wielką szkodą dla społeczeństwa – mówi „Rz" Zimbardo. W jego ocenie polski system edukacji na wszystkich stopniach powinien zostać poddany gruntownej reformie. Zmiany powinny polegać na odmiennym niż obecnie podejściu nauczycieli do pracy z uczniem. Pedagodzy powinni szukać mocnych punktów wśród uczniów, a potem je rozwijać. – Ludzie są różni: jedni znakomicie piszą eseje, inni mają talent muzyczny albo są świetnymi sportowcami. Każdy ma coś do zaoferowania społeczeństwu – i to właśnie stanowi o dynamizmie Stanów Zjednoczonych – mówi profesor Uniwersytetu Stanforda.
O tym, że młodzież ma coraz więcej problemów emocjonalnych, eksperci alarmują już od pewnego czasu. Rządowy program z 2007 r. poświęcony ochronie zdrowia psychicznego mówi o tym, że 50 proc. 16- i 17-latków, licealistów ma zaburzenia depresyjne, pośród uczniów szkół zawodowych ten odsetek wynosi aż 65 proc. Podobny dokument, ale z końca 2010 r., wskazuje, że największy wzrost zaburzeń psychicznych notuje się w grupie osób do 18. roku życia.
W 2012 r. 373 osób do 19 r. życia podjęło próbę samobójczą. W tym samym roku na terenie szkół popełniono 25 tys. przestępstw, o 50 proc. więcej niż w 2007 r.
Zapytaliśmy MEN, jak sobie radzi z tym problemem, bo z raportu z realizacji Narodowego Programu Ochrony Zdrowia Psychicznego wynika, że resort edukacji nie zrealizował żadnego zadania, jakie postawił przed nim rząd. MEN odpowiedziało nam, że w ramach takich zajęć jak przyroda, biologia czy wychowanie fizyczne prowadzi edukację zdrowotną, dodatkowo szkoły mają obowiązek dbać o bezpieczeństwo uczniów i diagnozować problemy występujące wśród uczniów.