Przedszkolny impas

Rząd obiecał rodzicom trzy- i czterolatków dostęp do taniej opieki przedszkolnej. Na obietnicach może się skończyć.

Publikacja: 23.03.2014 10:00

Odsetek dzieci objętych opieką w przedszkolach jest jednym z najniższych wśród krajów Unii Europejsk

Odsetek dzieci objętych opieką w przedszkolach jest jednym z najniższych wśród krajów Unii Europejskiej

Foto: Fotorzepa, Darek Golik DG Darek Golik

Za kilka dni w Warszawie zakończy się rekrutacja do przedszkoli. Wstępne wyliczenia wskazują, że gdyby wszyscy rodzice chcieli skorzystać z publicznej opieki przedszkolnej, czyli tej „za złotówkę", dla ich dzieci zabrakłoby kilkunastu tysięcy miejsc.

W Warszawie w publicznych przedszkolach jest ich ok. 41 tys., tymczasem populacja trzy-, cztero- i pięciolatków to w sumie ok. 60 tys. dzieci.

Nadchodzą kłopoty

Choć Warszawa ma jeden z najwyższych wskaźników dotyczących liczby dzieci objętych opieką przedszkolną, to jest to w dużej mierze efekt wysiłku finansowego rodziców, którzy płacą za pobyt dzieci w placówkach niepublicznych. Z tej formy opieki korzysta 28 proc. rodziców małych warszawiaków uczęszczających do przedszkola. Podobnie jest w dużych miastach w całym kraju.

W mniejszych ośrodkach, gdzie do przedszkola uczęszcza zaledwie co drugie dziecko, jest to najczęściej zasługa tzw. innych form wychowania przedszkolnego. To placówki, które powstały i utrzymują się dzięki środkom unijnym, a gdy strumień brukselskich środków przestaje płynąć, wiele z nich kończy działalność.

Problemy pojawią się już we wrześniu 2015 r. Wtedy gminy będą miały obowiązek zapewnić miejsca „za złotówkę" wszystkim czterolatkom, a od września 2017 r. jeszcze trzylatkom. Obecnie samorządy mają ten obowiązek tylko wobec pięciolatków i tej części rocznika sześciolatków, których rodzice nie zdecydowali się posłać do szkoły. Efekt jest taki, że gdy w publicznej sieci brakuje miejsc, przyjmuje się mniej dzieci młodszych.

Ministerstwo Edukacji, które w ubiegłym roku, nowelizując ustawę o systemie oświaty, wprowadziło ten obowiązek, jednocześnie zmieniło system finansowania opieki przedszkolnej. Do tej pory budżet centralny nie partycypował w finansowaniu przedszkoli (to dlatego na przestrzeni 20 lat z edukacyjnej mapy Polski znikła połowa z nich). Środki na finansowanie przedszkoli pochodziły z gminnej kasy i z portfeli rodziców, którzy płacili za czas opieki nad dzieckiem przekraczający pięć godzin. We wrześniu minionego roku model się zmienił. Rząd postanowił, że dofinansuje przedszkola, ale ograniczył gminom możliwość pobierania opłat od rodziców do złotówki za każdą godzinę ponad pięciogodzinny standard.

Gdy wprowadzano te zmiany, ówczesna minister edukacji Krystyna Szumilas przekonywała, że te pieniądze nie tylko zrekompensują gminom niższe wpływy od rodziców, ale też będzie ich tak dużo, że samorządy będą mogły za to tworzyć nowe miejsca opieki i podnosić jej jakość.

Oto wypowiedź Szumilas z czatu przeprowadzonego przez serwis samorządowy PAP: „Bardzo starannie kalkulowaliśmy wysokość dotacji, biorąc pod uwagę fakt, że niektóre gminy pobierały opłaty w wysokości prawie 4 zł i dotacja musiała pokryć ubytek dochodów również w tych gminach. Dotacja pokrywa nie tylko ubytek dochodów, ale też zawiera środki na rozwój. Oczywiście gminy, które do tej pory pobierały niższe opłaty, więcej zyskają środków na tworzenie nowych miejsc czy też podnoszenie standardu już istniejących".

Brakuje środków i mechanizmów, by powstawały nowe miejsca opieki dla przedszkolaków

Na inwestycje pieniędzy nie ma

Jak te zapewnienia sprawdzają się w praktyce? Zapytaliśmy o to Ewę Dumkiewicz-Sprawkę, dyrektor lubelskiego Wydziału Oświaty i Wychowania. W Lublinie opłaty pobierane od rodziców były niskie, na poziomie 1,6 zł, a więc zgodnie z obietnicami Szumilas miasto powinno zyskać na wprowadzonych we wrześniu ub. r. zmianach. – Budżetowa dotacja bilansuje nam utratę dochodów od rodziców – przyznaje Dumkiewicz-Sprawka, ale jednocześnie wskazuje na jej niski udział w koszcie opieki nad jednym przedszkolakiem. W Lublinie miesięczny koszt utrzymania dziecka w przedszkolu to ok. 800 zł. – Na tę kwotę składa się 84 zł, które pobieramy od rodziców, ok. 100 zł, które otrzymujemy z budżetu centralnego, różnica, czyli ok. 615 zł, to wydatek z kasy miasta – dodaje dyrektor wydziału oświaty.

Jej zastępczyni Barbara Czołowska, odpowiedzialna za przedszkola, dodaje, że nawet gdyby skala środków przekazywana przez państwo pozwalała myśleć o inwestycji, to i tak nie można by jej za te pieniądze uruchomić. – Z budżetowej dotacji można jedynie finansować bieżące wydatki oświatowe – mówi.

W Gdyni, gdzie opłaty od rodziców wynosiły ok. 3 zł, budżetowe dotacje nie bilansują nawet strat, jakie ponosi miasto z tytułu ich obniżenia. – Co więcej, w tym roku będą one jeszcze większe, bo rządowa dotacja zmniejszyła się w porównaniu z 2013 r. o kilkadziesiąt złotych na osobę – opowiada Ewa Łowkiel, wiceprezydent Gdyni. Dla jej budżetu ta zmiana oznacza ok. 300 tys. zł mniej w kasie. Korekta kwoty dotacji to wynik niewłaściwych szacunków resortu edukacji dotyczących liczby dzieci, które chodzą do przedszkoli.

Niepubliczne ?nie pomogą

W jeszcze gorszej sytuacji są małe gminy, dla których ze względu na liczbę przedszkolaków suma budżetowych dotacji jest relatywnie mniejsza. Marek Olszewski, wiceszef Związku Gmin Wiejskich, wielokrotnie na łamach „Rz" podkreślał, że w małych ośrodkach skala dotacji nie daje żadnych szans na rozwinięcie sieci przedszkolnej. A to właśnie na terenach wiejskich dostęp do opieki przedszkolnej jest szczególnie trudny.

Gminy, które nie będą w stanie zapewnić publicznej opieki przedszkolnej, będą zobowiązane rozpisywać konkursy dla przedszkoli niepublicznych. Te w zamian za wyższą dotację i dopuszczenia do rekrutacji, co gwarantowałoby wypełnienie miejsc, musiałyby zrezygnować z pobierania od rodziców opłat większych niż złotówka za godzinę opieki dodatkowej. Z naszej sondy przeprowadzonej w gminach wynika, że niepubliczne placówki nie są zainteresowane wejściem w taki układ.

– To rozwiązanie ma szanse się sprawdzić w bogatych gminach, które mają pieniądze, by rozwijać publiczną sieć przedszkolną. Gdy liczba publicznych miejsc opieki będzie na tyle duża, że będzie zagrażała rynkowi niepublicznemu, wtedy przedszkola zaczną się wyłamywać – analizuje urzędnik warszawskiego magistratu.

Dodaje, że w biedniejszych gminach, w których system przedszkolny oparty jest na placówkach niepublicznych, to one będą trzymały lokalne władze w szachu.

Wprowadzając ustawę przedszkolną, rząd nie stworzył też żadnych zachęt dla prywatnych inwestorów do tego, by to oni tworzyli nowe publiczne miejsca opieki przedszkolnej. System finansowania tej formy przedszkoli jest oparty przede wszystkim na dotacji, z której potencjalny inwestor nie może przeznaczyć dla siebie nawet złotówki.

Zapytaliśmy resort edukacji, czy planuje jakieś dodatkowe działania, które mają pomóc tworzyć nowe miejsca przedszkolne. Otrzymaliśmy informacje, że w ramach unijnej perspektywy finansowej 2014–2020 regiony będą dysponowały pieniędzmi na ten cel. Jakie to będą kwoty i kiedy zostaną uruchomione, jeszcze nie wiadomo. – Trwają negocjacje dotyczące treści umowy partnerstwa z Komisją Europejską, a równocześnie prowadzone są konsultacje regionalnych programów operacyjnych. System realizacji działań w okresie programowania 2014–2020 nie został jeszcze uzgodniony i zatwierdzony – napisała nam Joanna Dębek rzecznik prasowy MEN. Dodała, że proces uzgodnień może potrwać nawet do końca tego roku.

To dlatego samorządy coraz głośniej mówią o konieczności przesunięcia terminów, które zobowiązują je do zapewnienia publicznej opieki przedszkolnej, tak by nie stały się one martwym zapisem. – Unia Metropolii Polskich apelowała w tej sprawie do MEN, ale bez efektu – mówi Czołowska. I przyznaje, że w przypadku Lublina te terminy powinny być przesunięte co najmniej o dwa lata.

Za kilka dni w Warszawie zakończy się rekrutacja do przedszkoli. Wstępne wyliczenia wskazują, że gdyby wszyscy rodzice chcieli skorzystać z publicznej opieki przedszkolnej, czyli tej „za złotówkę", dla ich dzieci zabrakłoby kilkunastu tysięcy miejsc.

W Warszawie w publicznych przedszkolach jest ich ok. 41 tys., tymczasem populacja trzy-, cztero- i pięciolatków to w sumie ok. 60 tys. dzieci.

Pozostało 95% artykułu
Edukacja
MEN zmienia przepisy o frekwencji w szkole. Uczeń nie pojedzie na wakacje we wrześniu
Edukacja
Rusza nowy podcast "Rz" poświęcony edukacji
Edukacja
Marcin Smolik odwołany ze stanowiska szefa CKE
Edukacja
Ćwiek-Świdecka: czy wyniki Szkoły w Chmurze na pewno są takie złe?
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Matriał Promocyjny
Ojcowie na urlopie to korzyści dla ich dzieci, rodzin, ale i firm
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska