Za kilka dni w Warszawie zakończy się rekrutacja do przedszkoli. Wstępne wyliczenia wskazują, że gdyby wszyscy rodzice chcieli skorzystać z publicznej opieki przedszkolnej, czyli tej „za złotówkę", dla ich dzieci zabrakłoby kilkunastu tysięcy miejsc.
W Warszawie w publicznych przedszkolach jest ich ok. 41 tys., tymczasem populacja trzy-, cztero- i pięciolatków to w sumie ok. 60 tys. dzieci.
Nadchodzą kłopoty
Choć Warszawa ma jeden z najwyższych wskaźników dotyczących liczby dzieci objętych opieką przedszkolną, to jest to w dużej mierze efekt wysiłku finansowego rodziców, którzy płacą za pobyt dzieci w placówkach niepublicznych. Z tej formy opieki korzysta 28 proc. rodziców małych warszawiaków uczęszczających do przedszkola. Podobnie jest w dużych miastach w całym kraju.
W mniejszych ośrodkach, gdzie do przedszkola uczęszcza zaledwie co drugie dziecko, jest to najczęściej zasługa tzw. innych form wychowania przedszkolnego. To placówki, które powstały i utrzymują się dzięki środkom unijnym, a gdy strumień brukselskich środków przestaje płynąć, wiele z nich kończy działalność.
Problemy pojawią się już we wrześniu 2015 r. Wtedy gminy będą miały obowiązek zapewnić miejsca „za złotówkę" wszystkim czterolatkom, a od września 2017 r. jeszcze trzylatkom. Obecnie samorządy mają ten obowiązek tylko wobec pięciolatków i tej części rocznika sześciolatków, których rodzice nie zdecydowali się posłać do szkoły. Efekt jest taki, że gdy w publicznej sieci brakuje miejsc, przyjmuje się mniej dzieci młodszych.