Geniusze kształceni poza szkołą

W ciągu zaledwie roku podwoiła się liczba dzieci, które uczą się nie w szkole, lecz w domu.

Aktualizacja: 07.09.2014 11:27 Publikacja: 07.09.2014 11:00

– Domowe nauczanie jest coraz bardziej popularne. Pięć lat temu rodziny edukujące domowo można było niemal na palcach policzyć, a dziś szacujemy, że dzieci tak się uczących jest już około 3 tys. – mówi Joanna Dzieciątko ze stowarzyszenia Edukacja Domowa.

„Rz" uważnie śledzi ten fenomen. Rok temu cytowaliśmy szacunki mówiące o 1,5 tys. uczniów, którzy w domu przyswajają program podstawówki, gimnazjum czy liceum. W ciągu roku ich liczba się podwoiła.

Dokładnych danych urzędowych nie ma, bo kuratoria i resort oświaty liczą razem wszystkich uczniów, którzy obowiązek nauki wypełniają poza szkołą (czyli także np. chorych czy korzystających z indywidualnego toku nauczania). Ale i w tych zbiorczych danych widać szybki wzrost.

Magdalena Sendor z podwarszawskiego Konstancina na domowe nauczanie zdecydowała się dopiero w tym roku. Jej syn ma osiem lat i powinien iść do trzeciej klasy podstawówki, a córka do zerówki. – Syn przez dwa lata chodził do normalnej szkoły, ale przystał na naukę w domu. Dla niego w szkole było zbyt głośno – opowiada pani Magdalena. – I ja, i mąż chcieliśmy więcej czasu spędzać z dziećmi. Oboje pracowaliśmy wieczorami, a syn większość dnia spędzał w szkole, przez co mijaliśmy się z dzieckiem – tłumaczy.

Zależało jej też, by syn i córka mieli więcej zajęć z francuskiego, bo pochodzą z rodziny polsko-francuskiej.

Mieszkająca na warszawskim Ursynowie Marta Witecka, mama piątki dzieci, edukację domową swoich pociech prowadzi już od pięciu lat.

– Zaczęło się od tego, że okazało się, iż najstarszy syn Janek jest wybitnie uzdolniony matematycznie. A szkoła nie miała pomysłu, jak jego talent rozwijać – opowiada. Zanim jednak sama zaczęła organizować dla synka zajęcia w domu, szukała dla niego miejsca w tradycyjnym systemie edukacji.

– W poradni pedagogiczno-?psychologicznej zaproponowano nam, by dziecko przeskoczyło jedną klasę, ale bałam się, że nie poradzi sobie z innych przedmiotów. W szkole zaoferowano mu kółko matematyczne, ale prowadzący je nauczyciel kazał dzieciom rozwiązywać zadania z podręcznika, a sam w tym czasie czytał gazetę. Nie o to nam chodziło – opowiada.

Rodzice zdecydowali się więc uczyć Janka w domu. – W matematyce pomaga mu moja koleżanka, która wykłada na SGGW, a matematyka jest jej pasją. Ja nie jestem już na poziomie mojego syna, chociaż on jest dopiero w trzeciej klasie gimnazjum – opowiada.

Nauka w domu okazała się strzałem w dziesiątkę, więc państwo Witeccy zdecydowali, że w ten sposób będą się też uczyły ich pozostałe dzieci.

Jak wygląda nauczanie w domu? Pani Marta opowiada, że przede wszystkim zajmuje mniej czasu niż nauka w szkole, gdzie nauczyciel traci mnóstwo czasu, np. na uciszanie niegrzecznych uczniów. Dzieci uczą się blokami, a większość egzaminów klasyfikujących (przepisy każą je przeprowadzać raz w roku) zdają już w lutym. – Pilnujemy jednak, żeby do końca roku uczyły się języków obcych, bo źle by było, gdyby dziecko na pół roku straciło z nim kontakt – tłumaczy Witecka. Dodaje, że praca w domu uczy też samodzielności. – Najstarszy syn sam już organizuje sobie naukę. Tak jak robią to studenci – tłumaczy.

Zapewnia, że starają się, aby dzieci nie traktowały nauki w domu jako nudnego przymusu. – Kiedy czytamy lekturę, to przy okazji oglądamy jej filmową adaptację. Jeździmy z dziećmi w góry i tam uczymy je geografii, a np. na zamku w Malborku historii – mówi pani Marta.

Skąd się bierze popularność edukacji domowej, zwanej z angielska homeschoolingiem? Zdaniem Joanny Dzieciątko Polacy zaczynają dostrzegać jej zalety, np. czas, jaki daje na rozwijanie uzdolnień dziecka. Według niej wielu rodziców, zwłaszcza młodszych dzieci, decyduje się uczyć je w domu, bo uznają, że syn czy córka nie są jeszcze gotowi iść do szkoły.

Dzieci zdają egzaminy w szkołach, do których są przypisane, często w zupełnie innych rejonach Polski niż miejsce zamieszkania. Rodzice wybierają placówki, które są przyjazne takiej formie nauczania. Jedną z nich są chrześcijańskie szkoły Samuel w Warszawie. Sprawdzają one wiedzę kilkanaściorga dzieci nie tylko z Warszawy, ale też z Sopotu i Śląska.

– U nas rodzice czują się bezpiecznie. Mogą pytać o różne sprawy formalne czy merytoryczne – przekonuje Elżbieta Bednarz, dyrektor szkół Samuel. Potwierdza, że wiele dzieci kształconych w domu osiąga ponadprzeciętne wyniki. – Tacy uczniowie są częściej ukierunkowywani na sprawy, które ich bardziej interesują, a rodzice szybciej wychwytują kompetencje dzieci – uważa dyr. Bednarz.

Psycholog Monika Perkowska potwierdza, że dzieci edukowane w domu z reguły odznaczają się wysokim poziomem wiedzy. – Rodzice, którzy decydują się na taką formę edukacji, robią to z przekonania, że jest to dla ich dzieci lepsze. I dokładają wszelkich starań, by zapewnić im jak najwyższy poziom nauczania – mówi ekspertka.

Zdaniem części psychologów jest jednak minus domowego nauczania. Dzieci nie mają kontaktu z rówieśnikami, co negatywnie wpływa na ich socjalizację. – Nie potrafią funkcjonować w dużej grupie, bo rodzice bardzo starannie dobierają im towarzystwo. Tymczasem w dorosłym życiu spotyka się różne osoby – trzeba umieć sobie z nimi poradzić i współpracować – mówi Perkowska.

Z tym argumentem nie zgadza się Witecka. – Moje dzieci chodzą na zajęcia pozalekcyjne: angielski, szachy czy grę w piłkę. Spotykają też inne dzieci na podwórku – opowiada. Dodaje, że kontakty z nieodpowiednim towarzystwem nie są im w tym wieku potrzebne. – Ja chodziłam do klasy z 30 osobami, a dziś kontakt mam z dwiema. Uważam, że nie da się przyjaźnić z całą grupą. Ważne, by mieć dwóch, trzech zaufanych ludzi wokół siebie – przekonuje pani Marta.

Magdalenie Sendor na razie trudno ocenić domowy sposób nauczania dzieci. – Na pewno nie tracą kontaktu z rówieśnikami. Raz w tygodniu będziemy syna wozić na zajęcia do szkoły. Poza tym będzie chodził na piłkę nożną czy lekcje angielskiego – tłumaczy. Dodaje, że rodzina mieszka w bloku i dzieci mają kontakt z rówieśnikami, stale jakieś do nich przychodzą.

Pani Magdalena nie wie jeszcze, czy w domu będzie uczyła oboje dzieci i przez jaki czas. – Córka już zapowiedziała, że chce regularnie chodzić do szkoły, ale nie zdecydowaliśmy, czy ją do niej poślemy – mówi.

Czy ma obawy związane z domowym nauczaniem? – Trochę tak. Nie wiem, jak syn wdroży się do pracy w domu. Czy nie „złapie lenia". Ale z tego, co widzę, jest zainteresowany taką nauką – opowiada pani Magda.

Szkoły idą na rękę takim rodzicom. – Od tego roku chcemy, by dzieci zdawały egzaminy nie z wszystkich przedmiotów naraz, ale pojedynczo, w odstępach czasowych. Taka była sugestia rodziców – mówi dyrektor szkół Samuel.

Dodaje, że szkoła zamierza też wprowadzić więcej warsztatów dla takich rodziców oraz więcej zajęć dla dzieci, w których mogliby uczestniczyć mamy i ojcowie, by poznawali innych rodziców i inne dzieci w podobnej sytuacji.

– Domowe nauczanie jest coraz bardziej popularne. Pięć lat temu rodziny edukujące domowo można było niemal na palcach policzyć, a dziś szacujemy, że dzieci tak się uczących jest już około 3 tys. – mówi Joanna Dzieciątko ze stowarzyszenia Edukacja Domowa.

„Rz" uważnie śledzi ten fenomen. Rok temu cytowaliśmy szacunki mówiące o 1,5 tys. uczniów, którzy w domu przyswajają program podstawówki, gimnazjum czy liceum. W ciągu roku ich liczba się podwoiła.

Pozostało 93% artykułu
Edukacja
Rusza nowy podcast "Rz" poświęcony edukacji
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
Edukacja
Marcin Smolik odwołany ze stanowiska szefa CKE
Edukacja
Ćwiek-Świdecka: czy wyniki Szkoły w Chmurze na pewno są takie złe?
Matriał Promocyjny
Ojcowie na urlopie to korzyści dla ich dzieci, rodzin, ale i firm
Materiał Promocyjny
Big data pomaga budować skuteczne strategie
Edukacja
"Tu jesteśmy gośćmi, a nasz dom nie istnieje". Życie ukraińskich dzieci w Polsce
Materiał Promocyjny
Polscy przedsiębiorcy coraz częściej ubezpieczeni