– Domowe nauczanie jest coraz bardziej popularne. Pięć lat temu rodziny edukujące domowo można było niemal na palcach policzyć, a dziś szacujemy, że dzieci tak się uczących jest już około 3 tys. – mówi Joanna Dzieciątko ze stowarzyszenia Edukacja Domowa.
„Rz" uważnie śledzi ten fenomen. Rok temu cytowaliśmy szacunki mówiące o 1,5 tys. uczniów, którzy w domu przyswajają program podstawówki, gimnazjum czy liceum. W ciągu roku ich liczba się podwoiła.
Dokładnych danych urzędowych nie ma, bo kuratoria i resort oświaty liczą razem wszystkich uczniów, którzy obowiązek nauki wypełniają poza szkołą (czyli także np. chorych czy korzystających z indywidualnego toku nauczania). Ale i w tych zbiorczych danych widać szybki wzrost.
Magdalena Sendor z podwarszawskiego Konstancina na domowe nauczanie zdecydowała się dopiero w tym roku. Jej syn ma osiem lat i powinien iść do trzeciej klasy podstawówki, a córka do zerówki. – Syn przez dwa lata chodził do normalnej szkoły, ale przystał na naukę w domu. Dla niego w szkole było zbyt głośno – opowiada pani Magdalena. – I ja, i mąż chcieliśmy więcej czasu spędzać z dziećmi. Oboje pracowaliśmy wieczorami, a syn większość dnia spędzał w szkole, przez co mijaliśmy się z dzieckiem – tłumaczy.
Zależało jej też, by syn i córka mieli więcej zajęć z francuskiego, bo pochodzą z rodziny polsko-francuskiej.