Powiem tak: taki problem, trudny do rozwiązania, pojawia się średnio co rok. Każdy problem jest inny i każdy trzeba od nowa ugryźć z innej strony. Na przykład nasz ostatni problem, z roku 2016 – jak zautomatyzować produkcję, żeby to płynnie szło. Ale wracając do samego początku: rok 2012 to jest pytanie jak przyciągnąć ludzi do zespołu. Jak chłopak, który ma 23 lata i żadnego doświadczenia i w zasadzie nie ma żadnego pojęcia o tym, co robi –może przyciągnąć wartościowych ludzi do projektu, którzy mu pomogą go prowadzić. To był pierwszy problem, który mi się wydawał nie do przeskoczenia, ale jednak udało się go pokonać. Drugi problem pojawił się w roku 2013 – jak zaprojektować ten produkt? To znaczy mieliśmy pomysł i znaliśmy ogólne założenia: że ten rower nie może mieć łańcucha, że musi być elektryczny, wiedzieliśmy, że musi się składać i koncept był. Natomiast później zrobić żeby od strony inżynieryjnej to działało – to był proces, który zajął nam rok. Nikt się nie chciał tego podjąć. Pamiętam jak zdobyliśmy pierwsze pieniądze z UCL. Poszedłem wtedy do najlepszych firm inżynieryjnych na świecie, jakie znałem: McLarena, Lotusa, Williams F1, Boeinga, Lockheed Martin i pokazałem po prostu projekt i powiedziałem „pieniądze nie grają roli, panowie zaprojektujcie to". A oni mówili, że po prostu się nie da, że to nie będzie działać, a jeśli będzie działać, to będzie tak drogie, że nikt tego nie kupi. I oni się wyłożyli na tym. Musieliśmy działać lokalnie, razem z polskimi inwestorami i własnymi siłami pchać projekt do przodu. 2014 rok to było zbieranie pieniędzy na produkcję i to też było karkołomne zajęcie, bo nawet mając prototyp i trochę zamówień, nie było to wystarczające żeby zebrać kilka czy kilkanaście milionów złotych na uruchomienie produkcji seryjnej. Bardzo niechętnie inwestorzy do tego podchodzili. Teraz naszym kolejnym problemem, w zasadzie już rozwiązanym, od 2015 aż do teraz, to było useryjnienie produkcji. Czyli jak zrobić żeby produkt tak skomplikowany, który działa w prototypie, był składany przez pracowników na hali z powtarzalną jakością i żeby to wszystko działało tak, jak ma to działać. Także co roku jest nowy problem, zastanawiam się jaki będzie w roku 2016. Prawdopodobnie będzie to skalowanie sprzedaży na całym świecie, bo obecnie sytuacja jest taka, że mamy dużo więcej zamówień, niż jesteśmy w stanie wyprodukować.
Mielecki Inkubator Przedsiębiorczości poinformował, że Pana firma JIVR weszła do niego. Czy długo trzeba było Pana namawiać do powrotu do rodzinnego Mielca?
Kwatera główna, czyli sprzedaż, marketing i wizja strategiczna firmy dalej jest w Londynie, tam jest kreatywno-sprzedażowy zespół. Z Polski, z Mielca i Krakowa, chcemy uczynić zaplecze techniczne. Już w 2015 roku uruchomiliśmy w Mielcu pierwszą linię produkcyjną, a w najbliższym czasie część produkcji przenosimy na drugą halę, właśnie w Mieleckim Inkubatorze. Pochodzę z Mielca, tu się urodziłem i wychowałem, więc mam pewien sentyment do tego miasta. Za uruchomieniem produkcji właśnie w Mielcu w dużej mierze przemawiał lokalny patriotyzm, ale też zaplecze techniczne, dostęp do dobrze wykwalifikowanej siły roboczej itp. To, co mi się bardzo podoba w Polsce, szczególnie w moim rejonie, czyli na Podkarpaciu, a w Mielcu w szczególności, to jest podejście ludzi, że nie ma rzeczy niemożliwych.
Czy to też oznacza, że Pana rowery będą sprzedawane teraz też w Polsce? Od kiedy? W jakiej cenie? Na jakich zasadach?
Jeszcze rok czy pół roku temu powiedziałbym, że na pewno nie, natomiast w momencie, gdy podjęliśmy decyzję o uruchomieniu produkcji w Polsce – coś się ruszyło. Bardzo często spotykaliśmy się z opinią, że JIVR jest za drogi na Polskę, bo 10 tys zł to jest dużo. To prawda, to nie jest mało, natomiast ciekawe jest to, że w Polsce pieniądze są, tylko potrzeby są inne. Np. prezes średniej wielkości firmy w Warszawie, jak się dorobi i zarobi jakieś konkretniejsze pieniądze, podkreśli swój status kupując nowy samochód. W Nowym Jorku czy San Francisco taki prezes, który już się dorobił, pokaże to nie kupując nowy samochód, tylko pokazując jaki jest wyluzowany jeżdżąc do pracy na rowerze. On nie powie „zobacz jaki jestem cool, bo kupiłem nowe auto", tylko „zobacz jaki jestem cool, bo mogę przyjechać na rowerze do pracy i to w ogóle nie ujmuje mojej osobie". Także Polska kultura jeszcze trochę się przekształca, staramy się poprzez lepsze materiały udowodnić naszą wartość, natomiast coraz więcej osób naśladuje ten styl zachodni. Odkąd przyjechaliśmy tutaj na rynek polski z zerowym budżetem, bo na rynek polski nie wydaliśmy jeszcze ani grosza, sprzedaliśmy już kilkadziesiąt rowerów. Także ani raz nie prosiłem nikogo o kupienie roweru i nie wydałem ani grosza na marketing, ale 40 rowerów to już samo z siebie poszło. Także może rozważymy kiedyś wprowadzenie także budżetu marketingowego również na Polskę.
Jak dziś sprzedają się Pana rowery? Kto i je głównie kupuje? W jakiej cenie?