Listopad 2031, Polska. Nadal skrajnie podzielona politycznie i ideologicznie. Dwie wiodące partie zmieniły kadry, nazwy, unowocześniły programy, ale podział znany z roku 2019 istnieje. Od niedawna Warszawa jest miastem 13 mostów. Ostatni został właśnie oddany do użytku. Wieczór wyborczy. Samochody z prezesami dwóch największych partii spotykają się w tym samym korku, na środku nowego mostu. Nie ma on jeszcze nazwy: brak politycznej zgody na patrona, który zadowoliłby wszystkich. Polityczna narracja jest nadal zdominowana przez drugorzędne tematy, a sprawy wagi najwyższej, takie jak edukacja, spychane są na plan dalszy. A jednak to edukacja i jakość polskiego kształcenia, a nie ideologia doprowadzi za chwilę do tragedii.
Most zaczyna pękać i za moment wali się w nurt lodowatej Wisły. Wśród ofiar śmiertelnych są obaj przywódcy partii. Wiadomości nadają na żywo. Jeszcze słychać niedowierzanie, jeszcze ktoś płacze, ale już zaczynają budzić się demony. Kto zawinił? Koalicja rządząca obwinia opozycję za brak wsparcia w programie przebudowy głównych arterii w stolicy. Opozycja oskarża rządzących: co to za rządy, pod którymi walą się mosty? Jak zwykle niewielu będzie chciało poszukać przyczyny, która faktycznie doprowadziła do tragedii. Wina, jak wykaże śledztwo, leży bowiem po stronie kiepsko wykształconego projektanta, który popełnił błąd na etapie matematycznych wyliczeń, ale to już okładających się polityków nie będzie interesować.
Zostawmy jednak fikcję polityczną i wróćmy do świata realnego. Do 8 kwietnia 2019 roku. Tego dnia rozpocząć ma się bowiem w całym kraju powszechny strajk nauczycieli, którego skutki mogą doprowadzić do wielu scenariuszy roku 2031. To przecież w atmosferze napięcia strajkowego kolejne egzaminy zdawać mają przyszli mechanicy, lekarze, handlowcy, nauczyciele i projektanci mostów. Czy nauczyciele mają prawo narażać nas wszystkich na edukacyjny chaos? Czy etos inteligenta odpowiedzialnego za przyszłe pokolenia nie powinien skłonić nauczycieli do odwołania strajku? Czy w czasach powszechnej gonitwy materialnej w zawodzie nauczyciela jest jeszcze miejsce na taki etos?
Nauczyciele z przypadku i z powołania
Aby zrozumieć sytuację w polskiej oświacie i mieć podstawy do rzetelnej, pozbawionej politycznego zacietrzewienia, dyskusji na temat etosu zawodu nauczyciela, potrzebne jest zrozumienie, kim są pedagodzy i o co walczą. Bez tej wiedzy cała narracja będzie sprowadzać się do okładania się polityczną pałką, na czym tak naprawdę będą cierpieli uczniowie, a co za tym idzie – przyszła Polska.
Przed rokiem 1989 nauczyciele rekrutowali się zarówno z wydziałów uniwersyteckich, jak i ze studiów nauczycielskich, czyli szkół kształcących młodych ludzi w kierunkach stricte pedagogicznych. Problem polegał na tym, że wymagania stawiane ubiegającym się o przyjęcie były nieporównywalnie niższe od oczekiwanych kompetencji przyszłych absolwentów. Z tych właśnie przyczyn do zawodu trafiali ludzie przypadkowi, którzy wybrali studia nauczycielskie nie z pasji do wykonywania tego zawodu, ale trochę z przypadku. Drugą grupę stanowili pasjonaci z powołaniem, którzy w zawodzie nauczycielskim widzieli nie tylko możliwość pracy zarobkowej, ale przede wszystkim spotkanie z młodym człowiekiem oraz możliwość kształtowania jego przyszłych decyzji i zachowań poprzez dostęp do wiedzy. Dla tych drugich relatywnie prosta rekrutacja nie była żadnym wyznacznikiem rozpoczęcia studiów. Etos, który niósł w sobie zawód nauczyciela, pociągał ich znacznie bardziej.