Blisko pół miliona uczniów czeka na decyzję minister edukacji Katarzyny Hall w sprawie humanistycznej części egzaminu gimnazjalnego.
Uczniowie pisali test w ubiegłym tygodniu. Od jego wyniku zależy dostanie się do liceum. Tymczasem część gimnazjalistów nie zaliczyła najwyżej punktowanego zadania, w którym trzeba było wykazać się znajomością „Syzyfowych prac” Stefana Żeromskiego lub „Kamieni na szaniec” Aleksandra Kamińskiego. Nauczyciele nie przerobili z nimi tych lektur.
W najbliższych dniach Katarzyna Hall zdecyduje, jak rozwiązać problem egzaminu
Zaraz po egzaminie do okręgowych komisji egzaminacyjnych i kuratoriów zaczęły napływać skargi rodziców i prośby o powtórkę egzaminu. Początkowo MEN i Centralna Komisja Egzaminacyjna twierdziły, że zawinili nauczyciele, bo powinni przerobić obowiązkowe lektury. O pomocy uczniom urzędnicy nie myśleli. Dopiero gdy wyjaśnień zażądali posłowie („Rz” pisała, że chcą, by minister wytłumaczyła zamieszanie w Sejmie), a szkoły zaczęły powoływać się na to, że pytanie zostało sformułowane wbrew standardom egzaminacyjnym (nie ma w nich mowy o tym, że uczeń ma znać konkretne lektury), MEN i CKE zaczęły szukać wyjścia z sytuacji. – Do tej pory urzędnicy zachowywali się, jakby problemu nie było – komentuje posłanka SLD Krystyna Łybacka.
Tymczasem w szkołach, które przerobiły lektury, narasta niepokój. – Uczniowie pytają, czy egzamin zostanie unieważniony. Uspokajamy ich. Nie mogą płacić za błędy, których nie popełnili – uważa Zofia Bentkowska-Sztonyk, dyrektor Gimnazjum nr 2 we Wrocławiu.