– Uczniowie szkół podstawowych będą mieli „państwowe korepetycje” – mówi „Rz” prof. Zbigniew Marciniak, wiceminister edukacji. – Będą to obowiązkowe godziny zajęć uzupełniających z dwóch głównych szkolnych przedmiotów: matematyki i języka polskiego – wyjaśnia wiceminister. Na tych godzinach słabsi uczniowie pod okiem nauczyciela będą nadrabiali zaległości, a ci, którzy nie mają problemów z nauką, rozwiązywali dodatkowe ćwiczenia. – Nie wykluczamy możliwości podziału klas na grupy. Chcemy jednak, by zajęcia mieli wszyscy uczniowie – dodaje wiceminister. Lekcje uzupełniające z matematyki i polskiego znajdą się w tzw. ramówce, czyli rozpisce godzin zajęć szkolnych.

Objęci nimi będą uczniowie klas IV – VI. MEN właśnie kończy prace nad nowym rozkładem zajęć, który wejdzie do szkół wraz z reformą oświaty w 2009 roku.

W ten sposób resort chce wyrównywać szanse edukacyjne i podjąć walkę z szerzącym się zjawiskiem korepetycji. – Niestety, rodzice posyłają dzieci na korepetycje, bo mają poczucie, że szkoła nie odpowiada ich oczekiwaniom co do wykształcenia dzieci. Chcemy to zmienić – mówi wiceminister. Dodaje, że prowadzone teraz zajęcia wyrównawcze nie sprawdzają się. Są po lekcjach i uczniowie traktują je jako karę. – Wolą pobiec na boisko albo pójść po szkole do centrum handlowego, zamiast korzystać z darmowych zajęć wyrównawczych – przyznaje Renata Bohdanowicz, dyrektorka Szkoły Podstawowej nr 1 we Wrocławiu. Pomysł MEN chwali, bo nie wszystkie dzieci mają w domu warunki do nauki. Skorzystają też nauczyciele, którzy teraz w wielu szkołach zajęcia wyrównawcze prowadzą nieodpłatnie. Jednak eksperci przestrzegają. – Idea jest szlachetna, ale znając polskie realia, podzieli dzieci w klasie na lepsze i gorsze – mówi Anna Urbanowicz, była wiceminister edukacji, członek Rady Edukacji Narodowej. – Lepszym rozwiązaniem byłoby zwiększenie pensum nauczycieli o godziny, które powinni przeznaczyć na indywidualną pracę ze słabszymi uczniami. Co o korepetycjach MEN sądzą rodzice? – Córka ma wysoką średnią i wiele zajęć po lekcjach. Nie chciałbym, by spędzała jeszcze godzinę w szkole na matematyce czy polskim. Słabszym przydałyby się zajęcia sam na sam z nauczycielem – uważa Tomasz Wytrykowski z Warszawy.