Senat uczelni głosował w piątek za jego odwołaniem. Zażądała tego minister zdrowia Ewa Kopacz. Wcześniej zawiesiła go w obowiązkach. Uznała, że AM celowo opóźnia wznowienie przewodu habilitacyjnego prof. Andrzejaka. A to konieczne, bo rektorowi zarzuca się plagiat.
Dwa lata temu sprawę ujawniła uczelniana Solidarność '80. Andrzejak miał przepisać ok. 90 fragmentów z prac prof. Witolda Zatońskiego i prof. Jolanty Antonowicz-Juchniewicz. Ci nie zgłosili uwag, choć w 1993 r. Zatoński był recenzentem pracy Andrzejaka. Plagiatu nie dopatrzył się w 2009 r. powołany przez resort zdrowia rzecznik dyscyplinarny – uznał, że Andrzejak nie zaznaczył cytatów, ale przywołał autorów w bibliografii.
W 2009 r. Centralna Komisja ds. Stopni i Tytułów uznała, że praca powinna być jeszcze raz oceniona. Powstał jednak spór, według jakich przepisów to zrobić. Chodziło o to, czy de facto pracę ma ocenić komisja, czy Rada Wydziału Lekarskiego. W efekcie komisja na trzy lata odebrała wydziałowi uprawnienia do nadawania habilitacji.
Habilitacja Andrzejaka będzie wznowiona w Krakowie. Ale oceny już dokonał Zespół ds. Etyki w Nauce. Była jednoznaczna: rektor naruszył dobre obyczaje w nauce i powinien być pozbawiony stopnia doktora habilitowanego oraz funkcji.
Ta opinia stała się podstawą do rozpoczęcia procedury usunięcia rektora. On sam uważa, że zastosowano domniemanie winy. – Nie rozumiem wolty pani minister Kopacz – dziwi się Andrzejak. – W sierpniu przyjęła moje wyjaśnienia na spotkaniu. Gdy zaproponowałem, że dla dobra uczelni mogę podać się do dymisji, nie było żadnej reakcji.