Czarne chmury nad oświatą

Za upór nauczycielskich związków zapłacą wszyscy: pedagodzy, rodzice, a przede wszystkim uczniowie.

Aktualizacja: 20.04.2013 15:56 Publikacja: 20.04.2013 01:20

W wyniku oszczędności np. warszawskie przedszkola czeka łączenie grup dzieci w różnym wieku i zakroj

W wyniku oszczędności np. warszawskie przedszkola czeka łączenie grup dzieci w różnym wieku i zakrojone na szeroką skalę zwolnienia wśród nauczycieli

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

Samorządy zaczynają realizować awaryjny scenariusz. Szykują masowe zwolnienia nauczycieli, pracowników administracyjnych szkół i przedszkoli oraz ograniczanie oferty edukacyjnej. Powód? Rozbudowane nauczycielskie przywileje pociągają za sobą tak duże wydatki, że gminy nie są już w stanie ich ponosić.

Ministerstwo Edukacji miało okazję zmienić ten stan rzeczy, jednak po raz kolejny uległo branżowym związkom, które zablokowały gruntowne zmiany w Karcie nauczyciela. Tyle że teraz bardzo wielu pedagogów zapłaci bardzo wysoką cenę za upór związkowców.

Przykład z ostatniego tygodnia: zapowiedź drastycznych oszczędności w stołecznych przedszkolach. Warszawa jest najbogatszym polskim miastem, w tym roku na oświatę wyda 2,6 mld zł, ale tylko połowa tej kwoty będzie pochodzić z budżetu centralnego, czyli tzw. subwencji oświatowej. Druga połowa to wydatek własny miasta.

Rzeczniczka stołecznego magistratu Agnieszka Kłąb przekonuje, że poziom tego „wkładu własnego" od kilku lat jest podobny. Nawet Warszawa nie jest jednak w stanie bez końca dokładać się w takim stopniu do oświaty.

W ubiegłym tygodniu jej biuro edukacji opublikowało wskaźniki zatrudnienia w przedszkolach. – Wynika z nich, że każda taka placówka w nadchodzącym roku szkolnym powinna zwolnić jednego nauczyciela i dwoje pracowników personelu niepedagogicznego – mówi Andrzej Kropiwnicki, przewodniczący Regionu Mazowsze „S".

Z szacunków nauczycieli wynika, że pracę może stracić kilka tysięcy pracowników szkół, przedszkoli i poradni. Najwięksi pesymiści mówią o cięciu nawet 15 tys. etatów.

Na tym nie koniec. Od września w przedszkolach zostaną połączone grupy dzieci trzy-, cztero- i pięcioletnich.

Skąd te zmiany i cięcia? Agnieszka Kłąb podaje, że tegoroczna podwyżka płac dla nauczycieli pochłonie 30 mln zł. Należy zwrócić uwagę, że za podwyżki przyznane przez rząd w przypadku nauczycieli przedszkoli płaci samorząd, bo finansowanie tej formy edukacji to jego obowiązek.

Rzeczniczka wskazuje ponadto, że Warszawa chciałaby wybudować nowe przedszkola, bo brakuje miejsc dla ok. 3 tys. dzieci. Już w ubiegłym roku zaczęła szukać oszczędności, zmieniając system przyznawania nauczycielskich dodatków, ale to nie wystarczyło. – Mimo tej reformy w budżecie brakowało nam kilkunastu milionów, a przecież budżet musi się spinać, nie mamy żadnych rezerw – opowiada burmistrz jednej z dzielnic.

Gdynia, miasto z jednym z najlepszych systemów edukacyjnych w kraju. W ubiegłym roku na oświatę wydała 356 mln zł, z budżetu dostała 214 mln. Subwencja oświatowa nie pokryła nawet wydatków na nauczycielskie pensje, te wyniosły bowiem 272 mln zł.

Ewa Łowkiel, wiceprezydent Gdyni odpowiedzialna za edukację, wskazuje, że reforma programowa, która w ubiegłym roku weszła do szkół ponadgimnazjalnych, w związku ze zmianą siatki nauczania wygenerowała dodatkowe koszty, których resort edukacji nie dość, że nie sfinansował, to nawet nie przewidział.

Z innego miasta na Pomorzu dochodzą sygnały, że być może trzeba będzie zlikwidować zajęcia dodatkowe dla maturzystów, bo nie będzie z czego ich sfinansować.

W tym roku samorządy zgłosiły także zamiar likwidacji ponad 250 szkół. W najtrudniejszej sytuacji są małe i biedne gminy wiejskie oraz miejsko-wiejskie. W ostatnich lat zamknęły co dziesiątą podstawówkę. Warto podkreślić, że na takich terenach szkoła nie jest jedynie placówką oświatową, ale także bardzo często jedynym miejscem życia kulturalnego.

Wiceszef Związku Gmin Wiejskich Marek Olszewski wielokrotnie na naszych łamach alarmował, że z powodu rosnących kosztów edukacji nawet pół tysiąca gmin może mieć problem z uchwaleniem budżetu na 2014 r.

Dlaczego tak jest? W Polsce za oświatę odpowiedzialne są samorządy, ale to państwo, a nie one, określa standardy zatrudniania oraz poziom płac nauczycieli. Reguluje to Karta nauczyciela. Podstawowy problem polega na tym, że ta ustawa nie odnosi się jedynie do pracujących z dziećmi nauczycieli, bo z jej przywilejów korzystają m.in. pracownicy kuratoriów oświaty czy Ochotniczych Hufców Pracy. Na podstawie Karty gmina musi zatrudnić pracownika biblioteki szkolnej, wychowawcę do świetlicy, internatu czy poradni psychologiczno-pedagogicznej.

Karta reguluje także wymiar czasu pracy nauczycieli. Ci szkolni muszą przepracować w tygodniu 18 godzin, przedszkolni 25, nauczyciele kolegiów nauczycielskich 15, a poradni psychologiczno-pedagogicznych 20.

Kolejne raporty OECD podkreślają, że spośród najlepiej rozwiniętych krajów świata w Polsce nauczyciel spędza w szkole najmniej czasu. Niezależnie od tego, jak pracuje, państwo gwarantuje mu pensję na ściśle określonym poziomie. Tym o najwyższym stopniu awansu zawodowego, czyli nauczycielom dyplomowanym (to blisko połowa tej grupy zawodowej) – przysługuje pensja 5 tys. zł.

Warszawa do edukacji dokłada rocznie 1,3 mld zł, teraz zaczyna ciąć etaty

Zmian w Karcie domagają się samorządy. Przedstawiły nawet swój projekt nowelizacji tej ustawy. Proponują, by obejmowała tylko nauczycieli pracujących „przy tablicy", chcą nieznacznie wydłużyć czas pracy pedagogów z 18 do 20 godzin.

Te postulaty wsparł na naszych łamach prof. Leszek Balcerowicz, mówiąc, że jest przeciwnikiem przywilejów sektorowych, które nie są uzasadnione specyfiką pracy. System wynagradzania nauczycieli określił mianem socjalistycznej „urawniłowki".

Do samorządowych propozycji odniósł się też Sławomir Broniarz, ogłaszając w przededniu rozmów z resortem edukacji na temat zmian w Karcie, że nauczyciele ich nie akceptują i gotowi są strajkować. Po tej deklaracji MEN przygotowało nowelizację ustawy pod dyktando związków zawodowych, wprowadzając jedynie kosmetyczne zmiany. Broniarz nie krył satysfakcji, chwaląc MEN za realizm, rzeczowość oraz wiedzę.

Kilka tygodni później zrewanżował się minister edukacji Krystynie Szumilas, włączając się w propagandę reformy obniżającej wiek szkolny, nieakceptowanej przez większość społeczeństwa. Wspólnie z wiceministrem Maciejem Jakubowskim przekonywali nauczycieli na konferencji ZNP, że posłanie do szkół sześciolatków korzystnie wpłynie na wskaźniki zatrudnienia pedagogów. Ale jak pokazują ostatnie działania samorządów, sukces Broniarza obraca się przeciw niemu. Broniąc przywilejów nauczycieli, przyczynia się do tego, że kolejne szkoły trafiają na listę przeznaczonych do likwidacji, a zatrudnionych w nich nauczycieli czeka utrata pracy.

Efekt? Obniża się poziom usług edukacyjnych i dostęp do nich. A to już stanowi poważny problem dla rodziców, a przede wszystkim ich dzieci. Bo w końcu system edukacji jest dla uczniów, a nie odwrotnie. Tyle że związkowców najwyraźniej to nie obchodzi.

Samorządy zaczynają realizować awaryjny scenariusz. Szykują masowe zwolnienia nauczycieli, pracowników administracyjnych szkół i przedszkoli oraz ograniczanie oferty edukacyjnej. Powód? Rozbudowane nauczycielskie przywileje pociągają za sobą tak duże wydatki, że gminy nie są już w stanie ich ponosić.

Ministerstwo Edukacji miało okazję zmienić ten stan rzeczy, jednak po raz kolejny uległo branżowym związkom, które zablokowały gruntowne zmiany w Karcie nauczyciela. Tyle że teraz bardzo wielu pedagogów zapłaci bardzo wysoką cenę za upór związkowców.

Pozostało 92% artykułu
Edukacja
MEN zmienia przepisy o frekwencji w szkole. Uczeń nie pojedzie na wakacje we wrześniu
Edukacja
Rusza nowy podcast "Rz" poświęcony edukacji
Edukacja
Marcin Smolik odwołany ze stanowiska szefa CKE
Edukacja
Ćwiek-Świdecka: czy wyniki Szkoły w Chmurze na pewno są takie złe?
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Matriał Promocyjny
Ojcowie na urlopie to korzyści dla ich dzieci, rodzin, ale i firm
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska