Ustawa przedszkolna, która weszła w życie we wrześniu, doprowadziła do kolejnego kryzysu w systemie. Interpretacja nowych przepisów, jaką przedstawiło Ministerstwo Edukacji, doprowadziła do tego, że z wielu przedszkoli zniknęły zajęcia dodatkowe, które do tej pory finansowali rodzice. Zniknęły, bo rodzice za godzinę ich realizacji musieliby zapłacić więcej niż 1 zł, a to, jak przekonuje MEN, jest niezgodne z nowymi przepisami. Problem polega na tym, że kilka miesięcy wcześniej wiceminister edukacji Przemysław Krzyżanowski twierdził coś odwrotnego.
18 września MEN opublikował komunikat: „Zajęcia dodatkowe w przedszkolu publicznym muszą być finansowane z budżetu przedszkola i nie mogą się wiązać z ponoszeniem dodatkowych opłat przez rodziców. Wszelkie próby uzyskania finansowania tzw. zajęć dodatkowych od rodziców są sprzeczne z obowiązującymi od września przepisami". Jednak minister Krzyżanowski w odpowiedzi na marcową interpelację poselską w tej sprawie odpowiedział: „Finansowanie zajęć dodatkowych może należeć do rodziców działających jako Rada Rodziców. Mogą oni być inicjatorami tego typu przedsięwzięć na terenie przedszkola (art. 53 i 54 ustawy o systemie oświaty), gdyż Rada Rodziców może przeznaczyć fundusze zbierane przez rodziców na wspieranie zadań statutowych przedszkola, np. na organizację zajęć dodatkowych, zgodnie z własnymi oczekiwaniami i potrzebami. Nie planuje się zmian we wskazanych powyżej przepisach art. 53 i 54". Nowelizacja tych artykułów nie zmieniła.
We czwartek przedstawiciele obywatelskiej inicjatywy, pod którą podpisało się ok. 20 tys. osób domagających się od MEN wprowadzenia takiej interpretacji przepisów, by możliwa była organizacja dodatkowych zajęć na starych zasadach, spotkali się z minister edukacji Krystyną Szumilas. – Choć kilkakrotnie prosiłem o dokładne wskazanie przepisów, które zabrania rodzicom organizowania zajęć dodatkowych, nie otrzymałem odpowiedzi – mówi Janusz Patynek, autor petycji. W jego opinii szefowa MEN dokonuje nadinterpretacji przepisów, do czego nie ma prawa. – Komunikaty umieszczane na stronie internetowej nie są analizą prawną ani wykładnią do realizowania ustawy, którą przecież uchwala Sejm, a nie MEN – podkreśla Patynek. Przedstawia też interpretację prawną ustawy przygotowaną przez mec. Witolda Stawnego, z której wynika, że nic nie stoi na przeszkodzie, by zajęcia dodatkowe mogły odbywać się na starych zasadach, bo nowelizacja ustawy nic w tej kwestii nie zmieniła. Jego opinia jest zbieżna ze stanowiskiem MEN przedstawionym w marcu.
Efekt nowych przepisów jest taki, że rodzice, mimo że chcą, nie mogą wykupić dodatkowych zajęć swoim pociechom. a przedszkola muszą ograniczyć ofertę edukacyjną. Ministerstwo Edukacji tłumaczy, że dało na przedszkola pieniądze, więc samorządy powinny mieć za co sfinansować dodatkową ofertę, tak by rodzice przedszkolaków nie musieli już za nią zapłacić. Samorządy przyznają, że pieniądze dotarły, ale nie w takiej ilości, by wystarczyło na organizacje zajęć dodatkowych. Bogatsze gminy starają się finansować je ze środków własnych, np. Warszawa na ten cel tylko w tym roku wyłoży 10 mln zł.
Ale kłopoty z interpretacją przepisów mogą być wstępem do poważniejszych problemów. Coraz głośniej mówi się o możliwości naruszenia konstytucyjnej zasady równości. Chodzi o możliwość segregacji ze względu na miejsce urodzenia czy wiek. Dzieci urodzone w bogatszych gminach będą miały dostęp do zajęć dodatkowych, a w biedniejszych nie. Pojawiają się też propozycje, np. w Koszalinie, by zajęcia dodatkowe były tylko dla dzieci starszych.