Czy rząd naprawi zawodówki

Eksperci: potrzebny jest system, który wymusi konkurencję szkół i zmusi nauczycieli do podnoszenia kwalifikacji.

Publikacja: 26.07.2014 02:00

Czy rząd naprawi zawodówki

Foto: Fotorzepa, Kar Karol Zienkiewicz

Od kilku lat na rynku pracy brakuje przede wszystkim specjalistów z wykształceniem zawodowym lub technicznych.

Według lipcowych danych ManpowerGroup sześć spośród dziesięciu zawodów najbardziej dotkniętych niedoborem pracowników to właśnie specjalizacje zawodowo-techniczne. Listę otwierają wykwalifikowani pracownicy fizyczni, są też operatorzy produkcji, technicy, a także kierowcy.

Jednocześnie najliczniejsza grupa bezrobotnych legitymuje się wykształceniem zawodowym. Dotyczy to także osób młodych, świeżo upieczonych absolwentów zawodówek i techników, którzy po ukończeniu szkoły mają największy problem ze znalezieniem pracy.

Uczeń bez informacji

Skąd ten paradoks? Odpowiedź na to pytanie znana jest od lat. Ostatnio przypomniała ją Konfederacja Lewiatan w raporcie „Czarna lista barier dla rozwoju przedsiębiorców 2014". W jednym z pierwszych punktów czytamy, że w Polsce brakuje rzetelnej prognostyki rynku pracy, która powinna być podstawą do określenia zapotrzebowania na konkretne zawody.

To oznacza, że szkoły wypuszczają absolwentów z kwalifikacjami, które nie są poszukiwane na rynku pracy. Przykład? Według ostatnich danych Ministerstwa Pracy o zawodach deficytowych i nadwyżkowych w I półroczu 2013 r. w urzędach pracy w całej Polsce zarejestrowało się blisko 30 tys. bezrobotnych z wykształceniem kucharz lub kucharz małej gastronomii.

W tym samym czasie pojawiło się dla nich 9 tys. ofert pracy. Tymczasem z oferty szkół zawodowych prowadzonych przez Zakład Doskonalenia Zawodowego w Katowicach wynika, że specjalność kucharz jest oferowana najczęściej. Jest obecna w pięciu z dziewięciu szkół zawodowych dla młodzieży prowadzonych przez tę organizację. Kucharz to także jeden z najpopularniejszych kierunków w trójmiejskich zawodówkach.

Lewiatan apeluje do rządu o monitorowanie i prognozowanie potrzeb rynku pracy. – Chodzi o to, aby wypełnić lukę informacyjną, która powoduje nieracjonalne decyzje szkół w zakresie kierunków kształcenia, a przede wszystkim nieracjonalne decyzje uczniów co do wyboru ścieżki edukacyjnej – mówi dr Grzegorz Baczewski, dyrektor departament dialogu społecznego i stosunków pracy Konfederacji. Wskazuje też na potrzebę monitorowania losu absolwentów, co dawałoby uczniom i ich rodzicom obiektywną informację o jakości kształcenie w danej szkole i o tym, czy daje ona szanse na znalezienie dobrej i dobrze płatnej pracy.

Resort tworzy zespół

Minister edukacji Joanna Kluzik-Rostkowska w rozmowie z „Rz" zwraca uwagę na ten sam problem, czyli brak dostępu rodziców czy uczniów do informacji o jakości pracy szkoły.

Wyniki tegorocznej matury, której nie zdała blisko połowa uczniów techników, czy wyniki ubiegłorocznego egzaminu zawodowego, z którym poradziło sobie jedynie 60 proc. uczniów z grupy, która do niego przystąpiła (nie ma takiego obowiązku), nasuwają coraz poważniejsze zastrzeżenia co do jakości pracy tych szkół, za którą zarówno nauczyciele, jak i dyrektor placówki wzięli pieniądze. – Problem polega na tym, że sektor szkolnictwa zawodowego powinien być najbardziej elastyczny. Szkoły powinny z wyprzedzeniem reagować na tendencje rynku pracy, a nauczyciele doskonalić i zmieniać swoje umiejętności tak, by móc kształcić uczniów w specjalizacjach, których oczekuje od nich rynek – mówi wysoki rangą urzędnik resortu edukacji. Dlaczego tak nie jest? – Proszę spróbować przekonać dyrektora szkoły, by jedną z prowadzonych od lat klas gastronomicznych przekształcił w kształcącą specjalistów z zakresu odnawialnych źródeł energii,  a nauczycieli do tego, aby się przekwalifikowali. Pomyślą, że to żart – przekonuje nasz rozmówca z MEN.

W Ministerstwie Edukacji powstał właśnie zespół, który ma zreformować system kształcenia zawodowego. Pierwsze wnioski z jego pracy znane będą już w październiku.

Bat na pedagogów

Ten marazm wynika z dwóch powodów. Po pierwsze, wyróżniające się szkoły nie otrzymują żadnych dodatkowych środków na nagradzanie pedagogów lub rozwój oferty.  Po drugie, system wynagradzania nauczycieli opiera się na stopniach awansu zawodowego, podstawowym ograniczeniem w pozyskiwaniu kolejnych jest czas pracy. Egzamin, od którego uzależniona jest decyzja o ewentualnym awansie, jest jedynie formalnością. Efekt jest taki, że ok. 80 proc. pedagogów zatrudnionych w polskich szkołach osiągnęło już najwyższy bądź prawie najwyższy stopień awansu, a to oznacza, że dalszy ich rozwój zawodowy nie przekłada się na możliwość otrzymania wyższej płacy.

Ten temat wielokrotnie na naszych łamach poruszał dr Jerzy Lackowski, były wieloletni kurator oświaty. W jego ocenie system finansowania szkół powinien zostać skorelowany z oceną jakości ich pracy.

Dr Lackowski opowiada się także za wprowadzeniem zewnętrznego systemu oceny pracy nauczycieli, który w razie wystawienia pedagogowi niskiej noty wiązałby się nie tylko z koniecznością podniesienia przez niego kwalifikacji, ale także z redukcją jego wynagrodzenia do tego czasu. Kolejna negatywna ocena byłaby podstawą do usunięcia nauczyciela z zawodu. Zdaniem dr. Lackowskiego takiej ocenie obligatoryjnie powinni być poddawani wszyscy nauczyciele, by podnieść standardy pracy tej grupy zawodowej.

Nie wydaje się jednak, by w najbliższym czasie jakiekolwiek zmiany w Karcie nauczyciela, która reguluje status zawodowy pedagogów, były możliwe. Choć na początku lipca minister edukacji otwarcie przyznała, że jej obecne zapisy często promują słabych nauczycieli i blokują dyrektorów, to raczej w obliczu zbliżających się wyborów nie należy się spodziewać zmian, bo wystarczy jedynie ich zapowiedź, aby nauczycielskie związki zaczęły się radykalizować i grozić rządowi strajkiem.

Jednak zdaniem dr. Baczewskiego zmianę w jakości pracy szkół mogą wymusić ogólnodostępne rankingi jakości ich pracy oraz system informujący o losach ich absolwentów. Przekonuje, że wtedy uczniowie zagłosują nogami, a szkoły, które będą miały mniej uczniów – i przez to mniej pieniędzy, bo to od ich liczby zależy wysokość subwencji – będą zmuszone do wprowadzenia zmian, by stać się znów konkurencyjne. Ekspert Lewiatana wskazuje też na potrzebę zmian w systemie dokształcania się pedagogów. – Obecna niedostateczna jakość i nieaktualność kształcenia wynikają z dysproporcji między kształceniem teoretycznym a praktyką zawodową. Kadra pedagogiczna nie ma motywacji i często możliwości aktualizowania swojej wiedzy. Potrzebne jest wprowadzenie wymagań dotyczących rozwoju zawodowego wraz z mechanizmem podnoszenia i aktualizacji kwalifikacji – mówi. Jego zdaniem powinno się to odbywać poprzez ściślejsze powiązanie szkolnictwa zawodowego z biznesem.  – Należy wprowadzić obligatoryjne praktyki nauczycieli w zakładach pracy oraz egzaminy potwierdzające ich aktualną wiedzę, umiejętności i kwalifikacje. Pomocny byłby także system oceny pracy nauczycieli na podstawie osiąganych wyników nauczania, np. zdawalności egzaminów zawodowych przez uczniów – dodaje.

Od kilku lat na rynku pracy brakuje przede wszystkim specjalistów z wykształceniem zawodowym lub technicznych.

Według lipcowych danych ManpowerGroup sześć spośród dziesięciu zawodów najbardziej dotkniętych niedoborem pracowników to właśnie specjalizacje zawodowo-techniczne. Listę otwierają wykwalifikowani pracownicy fizyczni, są też operatorzy produkcji, technicy, a także kierowcy.

Pozostało 95% artykułu
Edukacja
Podcast „Szkoła na nowo”: Skibidi, sigma - czyli w jaki sposób młodzi tworzą swój język?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Edukacja
MEN zmienia przepisy o frekwencji w szkole. Uczeń nie pojedzie na wakacje we wrześniu
Edukacja
Rusza nowy podcast "Rz" poświęcony edukacji
Edukacja
Marcin Smolik odwołany ze stanowiska szefa CKE
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Edukacja
Ćwiek-Świdecka: czy wyniki Szkoły w Chmurze na pewno są takie złe?