„Rzeczpospolita" dotarła do pisma z 23 marca, skierowanego do minister edukacji Anny Zalewskiej przez „jednostki samorządu terytorialnego oraz związki zawodowe zrzeszające nauczycieli powiatu włodawskiego". Autorzy stwierdzają w nim wprost, że posiadane przez nich pieniądze na oświatę wystarczą tylko do października. „Bez zmiany mechanizmu finansowania oświaty, a przynajmniej zwiększenia środków związanych z podwyżkami nauczycieli, samorządy staną przed problemem braku funduszy na wypłatę wynagrodzeń w systemie oświaty w listopadzie i grudniu 2018 r.".
Łódź czeka na odpowiedź
Pod pismem podpisały się m.in. gminy: Urszulin, Hańsk, Włodawa i Wola Uhruska. Ale takie problemy z pieniędzmi na pensje to nie wyjątek. We wtorek pismo w tej sprawie do szefowej resortu edukacji wysłano z Łodzi. – Pani minister po raz kolejny pokazuje, że MEN coś realizuje, ale nie przekazuje na to żadnych pieniędzy – zżyma się wiceprezydent Tomasz Trela. Przyznaje, że liczy na zwiększenie subwencji. – Przecież nie możemy dokładać na ten cel z budżetu miasta, bo to oznaczałoby zabranie pieniędzy z innej kieszeni. Budżet miasta na ten rok mamy uchwalony – tłumaczy. Czy to oznacza, że łódzcy nauczyciele nie dostaną podwyżek? – Nie chcę ich straszyć. Czekam na odpowiedź ministerstwa – mówi wymijająco Trela. Na tegoroczne podwyżki w Łodzi brakuje do końca roku 15 mln zł.
Kłopot jest też w Katowicach. – Od kilkunastu lat część oświatowa subwencji ogólnej otrzymywana przez miasto Katowice nie pokrywa w całości wynagrodzeń pracowników szkół i placówek prowadzonych przez miasto – przyznaje Dariusz Czapla, rzecznik tamtejszego ratusza. W ubiegłym roku wystarczyła ona jedynie na pokrycie ok. 88 proc. wynagrodzeń pracowników szkół. Pozostałe pieniądze miasto dołożyło z własnej kieszeni. – W bieżącym roku budżetowym sytuacja przedstawia się analogicznie do lat poprzednich – przyznaje Dariusz Czapla.
Środków z subwencji nie wystarcza także w Lublinie. – Miasto od lat dokłada z innych źródeł – przyznaje Olga Mazurek-Podleśna, z biura prasowego. Jak policzono, w tym roku brakuje ponad 32 proc., tj. 140 mln zł. Cała subwencja wynosi 419,6 mln zł.
Na brak pieniędzy narzeka też Warszawa. – U nas subwencja pokrywa tylko około połowy wydatków edukacyjnych, poza tym nie są objęte nią dzieci w wieku trzech–pięciu lat uczęszczające do przedszkoli, w których zatrudnionych jest ponad 4 tys. nauczycieli – wylicza Katarzyna Pienkowska ze stołecznego ratusza. Dodaje, że subwencja na ucznia w 2018 r. wzrosła w stosunku do roku ubiegłego tylko o 2,2 proc., podczas gdy podwyżka dla nauczycieli w ujęciu rocznym wyniesie 4 proc.