Państwo zapomniało o uczniach zdolnych. Szkoły, które chcą kształcić olimpijczyków, muszą szukać wsparcia w samorządach i u rodziców. By zatrudnić najlepszych nauczycieli, uciekają się do pozasystemowych rozwiązań. Nauczyciele skarżą się też, że nikt ich nie uczy, jak pracować z młodzieżą uzdolnioną. Na szybkie zmiany jednak się nie zanosi.
Ośrodek Rozwoju Edukacji, agenda MEN, właśnie opublikował raport z "Badania elementów systemu pracy z uczniem zdolnym". Wzięli w nim udział dyrektorzy, nauczyciele, uczniowie i absolwenci 30 szkół odnoszących sukcesy w pracy z takim uczniem. Konkluzje?
Ankietowani wskazują liczne problemy: brak systemu motywacyjnego dla nauczycieli uczniów zdolnych, nadmiar biurokracji – wymaga się od nich szczegółowego opisu efektów indywidualnego kształcenia. W raporcie ORE czytamy też, że szkoły, chcąc zatrudnić specjalistów i płacić im lepiej, muszą stosować niestandardowe formy zatrudniania, np. umowy cywilnoprawne. Bywa, że takiego wykładowcę zatrudnia działająca przy szkole fundacja rodziców.
Potwierdza to Marek Łaźniak, dyrektor XIV LO we Wrocławiu, jednego z najlepszych w Polsce. – Przy szkole działają dwie fundacje rodziców, dzięki którym możliwe jest finansowanie dodatkowych zajęć dla uczniów i zatrudnienie wykładowców akademickich – mówi. Dodaje, że jego szkoła jest w komfortowej sytuacji, bo na uczniów uzdolnionych sporo łoży samorząd.
W podobnym tonie wypowiada się Cezary Urban, dyrektor szczecińskiego LO nr XIII. – Mam 150 uczniów, którzy realizują indywidualny program nauki. Tylko w przypadku matematyki to dodatkowe 4 godziny lekcyjne w tygodniu – relacjonuje. Pieniądze na dodatkowe lekcje wykłada samorząd. Ale już za rozszerzone zajęcia językowe płacą rodzice. Co miesiąc 130 zł. Efekty są takie, że połowa z ponad 300 uczniów tej szkoły co roku startuje w olimpiadach. Ok. 40 z nich co roku zdobywa tytuły olimpijskie.