Fakty są takie, że ta ustawa gwarantuje nauczycielom jeden z najniższych, jeżeli nie najniższy wymiar godzin dydaktycznych w Europie. Kraje o wiele bardziej rozwinięte od Polski każą pracować swoim pedagogom dłużej. Pytanie, czy jesteśmy już tak bogatym krajem, by dawać nauczycielom taki komfort pracy, skoro nawet niemieccy czy francuscy pedagodzy pracują dłużej. Do tego dochodzi gama dodatków, które trzeba wypłacać pedagogom. Np. dodatek wiejski należy się nauczycielowi zatrudnionemu na wsi, czyli otrzymuje go też pedagog, który mieszka w Poznaniu, a jedynie dojeżdża do szkoły w podpoznańskiej wsi.
Kolejny problem to urlopy na poratowanie zdrowia. Dlaczego to samorząd ma płacić pedagogowi, który przez rok jest na zwolnieniu? Wszystkim innym grupom zawodowym takie świadczenia wypłaca ZUS. Samorząd ponosi podwójnie koszty takiego urlopu, bo musi zapłacić jeszcze za zastępstwa chorego nauczyciela.
Kolejna kwestia dotyczy formy awansu zawodowego. Wręczając dyplomy nauczycielom, którzy osiągnęli najwyższy szczebel kariery zawodowej, mam do czynienia z ludźmi przed czterdziestką. Co ma ich motywować do dalszego rozwoju zawodowego?
Nauczyciele tłumaczą, że pensum to nie wszystko, że przygotowują się do lekcji, zajmują biurokracją. W efekcie pracują 40 godzin w tygodniu albo więcej.
W przypadku wielu nauczycieli tak jest, ale na pewno nie wszystkich. Czas niedydaktycznej pracy polonisty i nauczyciela wf. różni się znacząco. Może pensum powinno zależeć od dziedziny, jaką nauczyciel się zajmuje? Nie widzę też przeszkód, by pozalekcyjne obowiązki nauczyciele wykonywali na terenie szkoły. Dzięki temu praca szkoły byłaby znacznie dłuższa, przełożyłoby się to zapewne też na jakość, bo pedagodzy byliby bardziej dostępni dla uczniów po lekcjach. Mamy niż demograficzny, dzięki temu można w szkołach wygospodarować dodatkowe pomieszczenia pracy dla pedagogów. Idealna sytuacja to kontraktowy system ich zatrudniania. W takim układzie dyrektor szkoły oraz samorząd mają wolną rękę w wynagradzaniu nauczyciela ze względu na jego umiejętności, doświadczenie czy dodatkowe kwalifikacje.
To uruchomiłoby wolnorynkowy system konkurencji tak między szkołami, jak i nauczycielami i bez wątpienia wpłynęło na jakość edukacji.