Dziś odbyło się głosowanie nad przyjęciem informacji ministerstwa edukacji o przygotowaniu samorządów do objęcia 6-latków obowiązkiem szkolnym. Informacja przeszła minimalną ilością głosów. MEN zapewniał, że polskie szkoły są do tego dobrze przystosowane. W te deklaracje nie wierzy opozycja. Posłowie PiS, Solidarnej Polski, SLD i Ruchu Palikota w trakcie debaty podkreślali, że dane MEN mają charakter propagandowy. Zarzucali ministerstwu, że zafałszowuje obraz polskich szkół.
– To o czym opowiada minister edukacji Krystyna Szumilas niewiele ma wspólnego z rzeczywistością. Coraz częściej mówią o tym w kuluarach nawet posłowie koalicji rządzącej – mówi nam Sławomir Kłosowski poseł PiS i były wiceminister edukacji.
W trakcie debaty padały zarzuty o to, że w 2014 r., gdy zgodnie z ustawą o oświacie do pierwszych klas będą musiały pójść wszystkie sześciolatki, szkołom grozi nadmierna kumulacja uczniów. Posłowie kwestionowali też liczbę nauczycieli nauczania początkowego, którzy są potrzebni do przeprowadzenia reformy.
Rodzice już od 2009 r. mogą posyłać do pierwszych klas dzieci sześcioletnie. Zainteresowanie społeczne tą reformą jest jednak niewielkie. W 2012 r. do szkół posłali ok. 17 proc. sześciolatków. Początkowo obowiązek szkolny dla dzieci sześcioletnich miała wejść w życie właśnie w 2012 r., ale kiedy w 2011 r. okazało się że do szkół poszło niespełna 20 proc. dzieci w tym roczniku co groziło kumulacją roczników w roku następnym (bo w I klasach spotkałby się cały rocznik sześciolatków i 80 proc rocznika dzieci siedmioletnich), wdrożenie reformy odroczono o dwa lata. To dlatego teraz MEN robi wszystko by możliwie dużo sześciolatków poszło do szkoły we wrześniu tego roku, by nie powtórzył się scenariusz z 2011 r..