System rekrutacyjny z błędem

Uczniom pozostawiono zbyt dużą swobodę wyboru typu szkoły. ?Traci na tym rynek pracy oraz oni sami.

Aktualizacja: 04.05.2014 09:25 Publikacja: 04.05.2014 08:00

System rekrutacyjny z błędem

Foto: Fotorzepa, MW Michał Walczak

W minionym tygodniu kilkaset tysięcy uczniów zmierzyło się z egzaminem gimnazjalnym. Jego wyniki zadecydują o tym, w jakiej szkole będą kontynuować naukę.

Tyle teorii, bo w praktyce z powodu niżu demograficznego nic nie stoi na przeszkodzie, by do liceów ogólnokształcących trafiali uczniowie, dla których problemem byłaby nauka w zawodówce.

Samorządy i eksperci coraz głośniej mówią o tym, że powinny się pojawić progi, które, określane np. na poziomie regionalnym, decydowałyby o minimum punktowym, jakie powinien zdobyć kandydat, by uczyć się w określonym typie szkoły. To pozwoliłoby lepiej zarządzać oświatą, wzmocniłoby sektor szkolnictwa zawodowego, liceom ogólnokształcącym zaś łatwiej byłoby utrzymać wysoki poziom nauczania.

Dyrektorzy w szoku

Takie rozwiązanie kilka lat temu stosowały warszawskie szkoły. Musiały się z niego wycofać po ostrej reprymendzie mazowieckiego kuratorium oświaty. Dyrektorzy szkół usłyszeli, że ich działania są sprzeczne z konstytucją, która każdemu daje prawo do nauki.

Efekty pokazał system elektronicznej rekrutacji, który pozwala sprawdzić, z jaką punktacją dostawali się uczniowie do poszczególnych szkół. – Niektórzy dyrektorzy byli zszokowani, gdy się dowiedzieli, z jakimi wynikami trafili do nich uczniowie – wspomina ubiegłoroczną rekrutację jeden ze stołecznych pedagogów.

W kilkunastu ogólniakach i technikach byli tacy, którzy z 200 możliwych zdobyli zaledwie 20–30 punktów rekrutacyjnych. By dostać się do jednego z żoliborskich liceów, wystarczyły zaledwie 33 punkty.  – To uczniowie mający problemy z pisaniem, czytaniem i podstawową matematyką, dla nich sukcesem może być ukończenie szkoły zawodowej  – mówi nasz rozmówca.

Mieczysława Nowotniak, zastępca dyrektora warszawskiego biura edukacji, przyznaje, że z roku na rok rośnie liczba uczniów, którzy sobie nie radzą, rezygnują z nauki w klasycznych ogólniakach i trafiają do szkół dla dorosłych.

– W tym roku szkolnym naliczyliśmy ich już 6,5 tys., z czego ponad 2,5 tys. to uczniowie szkół publicznych – mówi Nowotniak. O tym, jak poważny jest to problem, najlepiej świadczy fakt, że jeden rocznik uczniów w warszawskich liceach to ok. 11 tys.

Oszukani uczniowie

Dr Jerzy Lackowski, były wieloletni małopolski kurator oświaty, nie ma wątpliwości:  – Rekrutacja do szkół ponadgimnazjalnych, a więc nieobowiązkowych, nie powinna polegać na tym, że uczeń dostaje się do takiego typu placówki, który wydaje mu się właściwy. Musi to podeprzeć pewnym potencjałem intelektualnym, który daje szanse na to, że sprosta stawianym tam wymaganiom – mówi. Dodaje, że obecny prowadzi do patologii i obniżania jakości edukacji.

– Oszukujemy od uczniów, że mają możliwości do tego, by kształcić się w liceum, kierując ich do słabych szkół, które w normalnej sytuacji powinno się zamknąć – wyjaśnia były kurator.

Jego tezę potwierdzają dane GUS. W 1995 roku w Polsce kształciło się blisko ?8 mln uczniów, w systemie funkcjonowało 1,7 tys. liceów. Przez 17 lat (dane za rok szkolny 2012/2013) liczba uczniów spadła o ponad 30 proc., do poziomu 5,3 mln, a liceów wzrosła o ponad 40 proc., do pułapu ponad 2,4 tys. Wszystko kosztem szkolnictwa zawodowego. Liczba szkół z tego sektora edukacji w analogicznym okresie spadła z 4,7 tys. do 2,5 tys.

Tymczasem wszystkie zestawienia dotyczące zapotrzebowania rynku pracy od kilku lat na jednej z najwyższych pozycji plasują właśnie wykwalifikowanych absolwentów szkół zawodowych.

Model niemiecki

Z problemem tym doskonale radzi sobie niemiecki system edukacji, który już po zakończeniu szkoły podstawowej dość precyzyjnie przydziela uczniów do różnych typów szkół. Do ogólnokształcącego gimnazjum, które prostą drogą prowadzi do matury, trafia mniej niż 30 proc. uczniów. Reszta lokowana jest w placówkach, które w różnych formach przygotowują do wykonywania zawodu. Żadna z nich nie zamyka, podobnie zresztą jak polski model edukacji, możliwości zdania matury i dostępu do studiów.

Efekt jest taki, że poziom bezrobocia pośród młodych Niemców, w grupie wiekowej 20–29 lat, według danych Eurostatu, to niespełna 7 proc., podczas gdy średnia dla krajów UE to 17 proc., a dla Polski przeszło 18 proc. Rozwiązanie niemieckie przez lata krytykowane za ograniczanie uczniom prostego dostępu do matury teraz docenia się za skuteczność w walce z bezrobociem wśród młodych.

To dlatego chętnie nawiązują do niego przedstawiciele polskiego sektora szkolnictwa zawodowego, bo to oni przede wszystkim odczuwają skutki złych decyzji podjętych przez absolwentów gimnazjów. Ryszard Raczyński, dyrektor Zespołu Szkół Samochodowych i Licealnych nr 1, były kurator oświaty w Warszawie: – Słabe licea rekrutują słabych uczniów, ci, którzy mają jeszcze niższą punktację, trafiają do techników, choć powinni uczyć się w szkołach zawodowych. Efekt jest taki, że gdy zrobię nabór do pięciu klas technikum, po trzech miesiącach jedną muszę zlikwidować, tylu uczniów nie daje sobie bowiem rady z nauką – opowiada Raczyński.

Wątpliwości, czy wprowadzenie progu selekcji nie przyniosłoby negatywnych konsekwencji, ma dyrektor lubelskiego wydziału oświaty i wychowania Ewa Dumkiewicz-Sprawka. – Obawiam się, że mogłoby to stygmatyzować uczniów, a przymus zniechęcać do nauki – mówi dyrektor, choć przyznaje,  że polskie szkolnictwo zawodowe przeszło przeobrażenia i już dawno nie wygląda tak źle, jak powszechnie się uważa. Lublin od kilku lat prowadzi intensywne działania wspierające, także promocyjnie, ten sektor oświaty. Na  przestrzeni dwóch lat udało się zwiększyć odsetek uczniów w tym obszarze szkolnictwa o blisko 5 punktów procentowych.

Doradców ?zawodowych brak

Dumkiewicz-Sprawka zwraca uwagę na jeszcze jeden problem związany z decyzjami młodzieży. – Swego czasu resort edukacji wylansował doradców zawodowych, którzy mieli pomagać gimnazjalistom w wyborze szkoły. Ich praca przynosi efekty – problem polega na tym, że poza środkami unijnymi samorządy nie otrzymały żadnego trwałego wsparcia finansowego, by ich zatrudnić – wskazuje Dumkiewicz-Sprawka.

Na problem dotyczący doradztwa zawodowego zwracała uwagę opublikowana w ubiegłym roku przez Instytut Badań Edukacyjnych analiza czasu pracy nauczycieli. Aż 96 proc.  pedagogów przyznało, że nie prowadzi działań związanych z doradztwem zawodowym w szkole. Tylko dla ?4 proc.  czynność ta stanowiła element działań zawodowych, choć jak wynika z badań IBE, jest to temat traktowany marginalnie. Ponadto z danych MEN z 2011 r. wynika, że profesjonalnych doradców zawodowych zatrudnia mniej niż ?8 proc. gimnazjów.

Być może udałoby się wygospodarować pieniądze na ten cel, gdyby państwo nie musiało finansować błędnych edukacyjnych wyborów młodzieży.

W minionym tygodniu kilkaset tysięcy uczniów zmierzyło się z egzaminem gimnazjalnym. Jego wyniki zadecydują o tym, w jakiej szkole będą kontynuować naukę.

Tyle teorii, bo w praktyce z powodu niżu demograficznego nic nie stoi na przeszkodzie, by do liceów ogólnokształcących trafiali uczniowie, dla których problemem byłaby nauka w zawodówce.

Pozostało 95% artykułu
Edukacja
Podcast „Szkoła na nowo”: Skibidi, sigma - czyli w jaki sposób młodzi tworzą swój język?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Edukacja
MEN zmienia przepisy o frekwencji w szkole. Uczeń nie pojedzie na wakacje we wrześniu
Edukacja
Rusza nowy podcast "Rz" poświęcony edukacji
Edukacja
Marcin Smolik odwołany ze stanowiska szefa CKE
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Edukacja
Ćwiek-Świdecka: czy wyniki Szkoły w Chmurze na pewno są takie złe?