W minionym tygodniu kilkaset tysięcy uczniów zmierzyło się z egzaminem gimnazjalnym. Jego wyniki zadecydują o tym, w jakiej szkole będą kontynuować naukę.
Tyle teorii, bo w praktyce z powodu niżu demograficznego nic nie stoi na przeszkodzie, by do liceów ogólnokształcących trafiali uczniowie, dla których problemem byłaby nauka w zawodówce.
Samorządy i eksperci coraz głośniej mówią o tym, że powinny się pojawić progi, które, określane np. na poziomie regionalnym, decydowałyby o minimum punktowym, jakie powinien zdobyć kandydat, by uczyć się w określonym typie szkoły. To pozwoliłoby lepiej zarządzać oświatą, wzmocniłoby sektor szkolnictwa zawodowego, liceom ogólnokształcącym zaś łatwiej byłoby utrzymać wysoki poziom nauczania.
Dyrektorzy w szoku
Takie rozwiązanie kilka lat temu stosowały warszawskie szkoły. Musiały się z niego wycofać po ostrej reprymendzie mazowieckiego kuratorium oświaty. Dyrektorzy szkół usłyszeli, że ich działania są sprzeczne z konstytucją, która każdemu daje prawo do nauki.
Efekty pokazał system elektronicznej rekrutacji, który pozwala sprawdzić, z jaką punktacją dostawali się uczniowie do poszczególnych szkół. – Niektórzy dyrektorzy byli zszokowani, gdy się dowiedzieli, z jakimi wynikami trafili do nich uczniowie – wspomina ubiegłoroczną rekrutację jeden ze stołecznych pedagogów.