Nauka i biznes mogą wydawać się dwoma niezależnymi dziedzinami, ale są ze sobą bardziej powiązane, niż mogłoby się wydawać. Nauka zawsze była siłą napędową kształtującą nasze rozumienie świata, a świat biznesu zawsze był napędzany potrzebą komercjalizacji i innowacji. W ciągu ostatnich dekad to uniwersytety i wyższe uczelnie techniczne były kluczowymi źródłami innowacji przemysłowych. Posiadały odpowiednie warunki laboratoryjne oraz kadry naukowe. Biznes pełnymi garściami korzystał z wiedzy, jaką wynosili z tych uczelni ich absolwenci.
W XX wieku nauka zaczęła się rozwijać w postępie geometrycznym. Żadna licząca się w światowych rankingach uczelnia nie jest w stanie funkcjonować na własnym rozrachunku. Utrzymanie najwyższego poziomu kształcenia wymaga poszukiwania komercyjnych źródeł finansowania. A te stawiają twarde warunki: badania oraz programy edukacyjne muszą się pokrywać z zapotrzebowaniem koniunkturalnym prywatnych sponsorów.
Zaskakująco niewiele uwagi poświęca się tu wielkim organizacjom naukowym (BSO), czyli dużym infrastrukturom badawczym zaprzęgającym naukę do rozwoju nowych technologii wykorzystywanych w obszarach komercyjnych. Chociaż partnerstwo między biznesem i nauką ma ogromny potencjał, nie jest wolne od wyzwań z powodu różnych priorytetów oraz różnic w wybieranym celu.
Dylematy nauki
Partnerstwo to stwarza też wielki dylemat moralny: czy nauka jest jeszcze niezależną formą poszukiwania odpowiedzi o otaczającym nas świecie, czy przeobraża się w zaplecze badawcze wielkich korporacji? Wśród naukowców istnieje przekonanie wpajane w szkołach, że nauka jest przede wszystkim pewną formą misji dla ludzkości. Praca badawcza dla wielkich firm wiąże się zaś z koniecznością skupienia się na wyznaczonych obszarach poszukiwań przy ominięciu szerokiego spektrum zagadnień, które nie przynoszą korzyści biznesowych.
Najlepszym tego przykładem jest cały obszar biotechnologii. Na przykład każda wielka korporacja biotechnologiczna posiada zespół, którego zadaniem jest znalezienie partnera naukowego. Za odpowiednie wsparcie finansowe uczelnie zgadzają się na licencjonowanie swoich badań. A to już nie służy całej ludzkości, a jedynie poszczególnym podmiotom gospodarczym, które pod wpływem koniunktury często hamują prace badawcze na pewnym etapie ich rozwoju.
Wszelkiego rodzaju granty, często niezbędne dla utrzymania niektórych ośrodków badawczych, budzą zastrzeżenia natury moralnej. Bywa, że tworzą grunt pod uprawę pseudonauki, tworzenia niewłaściwych kryteriów oceny oraz nieadekwatnych mechanizmów wspierających rozwój nauki. Czy zatem współpraca nauki i biznesu może prowadzić do patologii? Od lat postuluje się zdrowy system finansowania ośrodków badawczych z pieniędzy publicznych. Czy może on jednak skutecznie zastąpić ofertę sektora prywatnego? Żeby znaleźć odpowiedź na to pytanie, należy zacząć od innego.
Dlaczego nauka jest ważna dla biznesu?
Powodów jest wiele: nauka dostarcza wiedzę i rozwiązania złożonych problemów, z którymi borykają się firmy. Od ulepszania procesów produkcyjnych po opracowywanie nowych produktów.
Nauka napędza innowacje i postęp, które pozwalają firmom pozostać konkurencyjnymi na rynku.
Nauka to badania i rozwój (B+R), dwa niezbędne czynniki dla utrzymania konkurencyjności firm. Inwestując w B+R, firmy mogą opracowywać nowe produkty i usługi, które spełniają zmieniające się potrzeby ich klientów.
Od farmaceutyków po technologię przemysłową, nauka odgrywa kluczową rolę w rozwoju produktów i ulepszaniu procesów ich powstawania. Nauka wspomaga obniżanie kosztów i zwiększanie wydajności. Jest wykorzystywana do zrozumienia zachowań konsumentów i opracowywania skutecznych strategii marketingowych. Od segmentacji rynku po ukierunkowaną reklamę. Nauka jest zatem ogromnym wsparciem także w marketingu. Analizy naukowe pozwalają ulepszać zarządzanie i optymalizować operacje biznesowe, od kierowania łańcuchem dostaw po kontrolę zapasów, od badań operacyjnych po logistykę.
Świetnym przykładem może być praca badawcza nad rozwojem algorytmów wyszukiwania Google. Taki algorytm wyszukiwania opiera się na złożonych równaniach matematycznych, służących do klasyfikowania i sortowania stron internetowych według określonego klucza. To najbardziej wzorcowy przykład wykorzystania matematyki i nauk ścisłych do opracowywania innowacyjnego produktu w epoce rewolucji cyfrowej.
Innym przykładem są algorytmy rekomendacji systemów streamingowych, takich jak Netflix, Disney Plus czy Max, które wykorzystują złożoną analizę danych, pozwalającą – dzięki uczeniu maszynowemu – sugerować swoim użytkownikom określone kategorie filmów i programów telewizyjnych. To przykład wykorzystania nauki do opracowania spersonalizowanego produktu, który może być także zastosowany przez marki istniejące na rynku już od dekad. Na przykład proces butelkowania coca-coli to klasyczne połączenie nauki i technologii spożywczej do produkcji słynnego napoju bezalkoholowego. Wbrew pozorom jest on nieustannie ulepszany przez współpracujące z centralą Coca-Coli w Atlancie wielkie uniwersytety amerykańskie.
Wyzwania i szanse na linii nauka – biznes
Ta relacja świata nauki i biznesu nie jest jednak bezkonfliktowa. Przyczyna jest oczywista: naukowcy priorytetowo traktują zdobywanie wiedzy, a przedsiębiorstwa – zyski i innowacje. Znalezienie równowagi między tymi dwoma celami jest kluczowe i zazwyczaj niezwykle trudne.
Finansowanie badań naukowych jest często ograniczone przez prawo zapobiegające nepotyzmowi i korupcji. Jednak przy skali rozmachu współczesnych projektów trudno jest zapewnić w pełni etyczną współpracę biznesu z nauką.
Szczególnie poważnym problemem zaczyna być coraz większa dostępność danych, które mogą być wykorzystywane przez sztuczną inteligencję do automatyzacji zadań i tworzenia prognoz. Zrewolucjonizuje to sposób działania firm, które stworzą własne systemy badawcze. AI w użyciu komercyjnym już stanowi poważne zagrożenie dla dużych ośrodków naukowych i samych naukowców. Stanowi to także zagrożenie dla konsumentów. Od lat w amerykańskich i europejskich sądach toczą się bitwy o regulacje badań naukowych, których wyniki są naginane przez komercyjnych sponsorów.
Najbardziej drastycznym przykładem są powiązania medycznych ośrodków badawczych z firmami tytoniowymi, które w różny sposób naginały wyniki ekspertyz naukowych dotyczących szkodliwości palenia tytoniu: w latach 50. XX wieku przemysł tytoniowy wykupywał i zatajał przekonujące dowody naukowe na szkodliwość palenia. Wielkie kompanie tytoniowe stosowały wyrafinowane metody, aby podważyć i zniekształcić rodzącą się naukę o raku płuc. Kampania przemysłu tytoniowego miała na celu wyeksponowanie kontrowersji wokół najnowszych odkryć medycznych, zamknięcie ust niepokornym naukowcom, wytwarzanie aury niepewności wokół danych naukowych i podważanie wysiłków na rzecz ochrony zdrowia publicznego. Przemysł tytoniowy był gotów kupować uczelnie i laboratoria, żeby ingerować w wyniki badań służących uchwaleniu nowych regulacji mających na celu zmniejszenie szkodliwości palenia.
Metody zastosowane przez producentów papierosów były tak skuteczne, że wiele innych branż wykorzystało takie podejście, aby zakłócić naukę normatywną, która zadawała pytania o szkodliwość ich produktów. Twierdzenia o niepewności naukowej i braku dowodów stały się sposobem na podważenie indywidualnych kompetencji naukowców.
Więcej współpracy, mniej wątpliwości
Dopiero po czterech dekadach nieustannych sporów sądowych, ujawnień dziennikarskich i tysięcy analiz naukowych wiemy na pewno, że palenie papierosów ma fatalne skutki dla naszego zdrowia. Przemysł tytoniowy przetarł jednak bardzo niebezpieczną ścieżkę, wymyślając prawzór współczesnych konfliktów interesów, które są obecnie przedmiotem sporów w świecie nauki, medycyny, biznesu, polityki i prawa.
Z tych ścieżek korzysta między innymi przemysł spożywczy i kosmetyczny. Pomijając nieetyczne testy na zwierzętach, które odgrywają kluczową rolę w rozwoju wartego 488 miliardów dolarów przemysłu kosmetycznego, wystarczy przejrzeć listę jednostek naukowych opłacanych grantami badawczymi największych firm kosmetycznych świata. Ponad 5 tysięcy ośrodków badawczych w różnych częściach świata gwarantuje jakość produktów, które są badane w ich laboratoriach.
Jednocześnie ośrodki te w niektórych biedniejszych regionach świata niemal w całości żyją wyłącznie z tych grantów. Czy to nie budzi zastrzeżeń natury etycznej? Czy kremy badane w odległych regionach Azji rzeczywiście zawierają reklamowane antyoksydanty, takie jak witamina C i E, neutralizujące wolne rodniki, które mogą przyspieszyć starzenie się i uszkodzenia komórek skóry? Jak takie badania wyglądają w obszarze współpracy ośrodków naukowych z firmami farmaceutycznymi?
To przekłada się też na kłopotliwe pytania w poszczególnych krajach. Dlaczego Amerykanie mają zastrzeżenia do jakości badań stosowanych poza Stanami Zjednoczonymi? Czy chodzi jedynie o utrzymanie monopolu Federalnej Agencji Leków w kwestiach dopuszczalności medykamentów na rynku amerykańskim? A może FDA posiada dowody na to, że wiele ośrodków na świecie jest zwyczajnie przekupionych i badania nie są przeprowadzone w sposób niezależny?
Pojawiają się opinie, że niepokornych naukowców można łatwo zastąpić. Rocznie publikowanych jest 10 tysięcy artykułów naukowych, z czego warto podkreślić, że 4 proc. z nich opublikowanych w 350 najbardziej prestiżowych czasopismach było autorstwa przedstawicieli wielkich firm farmaceutycznych. Pod pozorem niezależnych publikacji badawczych publikowano zatem zwyczajną reklamę własnych produktów, która napisana piórem utytułowanego naukowca nabierała pozornych cech poważnej analizy naukowej.
Badania analityczne rynków światowych wskazują, że związek nauki z biznesem będzie się w przyszłości zdecydowanie pogłębiał. Dowodzi tego także sytuacja w Polsce, gdzie z około 12 tysięcy doktorantów aż 7 tysięcy wybrało dziedziny STEM, łączące nauki ścisłe z technologiami produkcyjnymi. Z tego też powodu warto zadbać, by ta symboza była pozbawiona kontrowersji, z jakimi mieliśmy do czynienia wcześniej, bo ani jednej, ani drugiej ze współpracujących stron nie wychodzą one na zdrowie. Nie mówiąc o społeczeństwie, które z coraz mniejszym zaufaniem podchodzi zarówno do wyników badań naukowych w ogóle, jak i bezpieczeństwa oraz jakości oferowanych mu produktów.