Jak pan ocenia relacje biznes–nauka w Polsce?
Obserwujemy pozytywny trend. Podczas ostatnich dziesięciu lat mieliśmy do czynienia z 50-proc. wzrostem finansowania polskich przedsiębiorstw w projektach powiązanych z polską nauką. Na badania i rozwój przeznaczamy w kraju 1,6 proc. w relacji do PKB, z czego połowa płynie z polskich firm. Widzimy, że rośnie udział w finansowaniu polskiej nauki ze strony biznesu. Oczywiście, jeżeli odniesiemy go do krajów zachodnich, to wciąż ten poziom jest dla nas mało satysfakcjonujący. Co więcej, wskaźnik innowacyjności polskiej gospodarki stawia nas niestety w ogonie państw Unii Europejskiej. Więc tu mamy wciąż jeszcze bardzo wiele do zrobienia, szczególnie w obliczu pewnych wyzwań.
Jakich?
Przede wszystkim utrzymania wysokiego wzrostu gospodarczego. Rośniemy w tempie 3,5 proc. w relacji do PKB. To jest dla nas powód do satysfakcji. Ale widać, że udział tego, co związane z innowacjami, z nowoczesną gospodarką, jest niezadowalający.
Gdzie jest więc potencjał?
Jeżeli chodzi o ośrodki naukowe, czyli zarówno uczelnie, jak i instytuty badawcze, moglibyśmy podzielić ten potencjał na infrastrukturę badawczą i oczywiście kapitał ludzki. W przypadku infrastruktury mamy bardzo dobry poziom wyposażenia w laboratoriach, na uczelniach, w instytutach badawczych. Problem dotyczy finansowania kadr. Nasze kadry w wymiarze kompetencji na pewno należą do bardzo wysokiej półki. Ale ludzie nauki często realizują mało ambitne projekty, bo tych ambitnych nie ma tak wiele.
Dlaczego?
Biznes przychodzi z różnymi problemami, ale to są kwestie na poziomie takiego średniego poziomu zaawansowania technologicznego. To nie są projekty, o których chcielibyśmy myśleć, które mają w sobie potencjał pewnego przełomu w nauce, przełomu w technologiach na poziomie światowym. Tutaj wracamy do początku naszej rozmowy: przyczyną jest to, że jako kraj na badania i rozwój wydajemy stosunkowo mało. W polskiej nauce potencjał jest, są ludzie na o wysokich kwalifikacjach. Tylko brak stabilności w nauce i stosunkowo niskie wynagrodzenia powodują to, że dużo dobrych naukowców odchodzi i szuka swojej przyszłości tam, gdzie mają wyższe wynagrodzenie. Stale konkurujemy z przemysłem, który nam podbiera tych najbardziej zdolnych młodych ludzi. Tutaj jest bardzo wiele do zrobienia.
Ale co można zrobić w tej sytuacji?
Trzeba przyznać, że dzięki podniesieniu o 30 proc. wynagrodzeń nauczycieli akademickich zatrzymaliśmy proces odpływu kadr do przemysłu i innych instytucji. Jednak to wciąż nie jest poziom wynagrodzeń, z jakim przyszłoby się nam porównać z gospodarkami rozwijającymi się najszybciej pod względem zaawansowania technologicznego i innowacyjności.
Może tutaj jest w stanie pomóc zaangażowanie biznesu?
Polski biznes rozumie, że jeżeli chce się utrzymać i dalej rozwijać, musi wejść w innowacyjne produkty. Jako kraj nie jesteśmy już tanią siłą roboczą, koszty pracy powodują, że firmy mają coraz większe problemy. Na to wpływają również rosnące koszty produkcji, w tym energii. Tu nie jesteśmy konkurencyjni. Przedsiębiorcy widzą, że muszą poszukiwać czegoś więcej, by wyróżnić się swoim produktem czy usługą na tle innych, szczególnie w wymiarze międzynarodowym. Jestem przekonany o tym, że nauka ma wiele do zaoferowania, ma wspierać rozwój firm i ich produktów, które będą im pozwalały konkurować poza granicami naszego państwa. To będzie stymulować wzrost przychodu dla naszej gospodarki.
Ale najpierw potężne koszty.
Finanse nieco się poprawiły, dużo możliwości jest w systemie grantowym. W NCBR w 2024 roku mieliśmy 3 mld zł, w tym roku mamy ponad 6 mld zł. Tutaj jest więc poprawa. A widzimy, że biznes coraz bardziej dostrzega potrzeby zbliżania się z nauką, otwiera się mocniej na tę współpracę. Liczy, że nauka będzie pomagała w rozwoju produktów i tym samym w uatrakcyjnianiu tych firm na rynkach międzynarodowych. Nauka natomiast, jak myślę, jest dość dobrze przygotowana. My, jako ministerstwo, jako rząd, musimy tworzyć dobry klimat. Liczymy, że ta współpraca będzie coraz bliższa.
W Polsce konieczne jest finansowanie badań stosowanych. To dałoby możliwość przejścia od pomysłu do prototypu
A czy nie przydałyby się jednak jakieś kolejne mechanizmy wspomagające?
Podsunąłem taki pomysł, myślę, że ciekawy. Chodzi o Narodowy Program Badań Stosowanych i być może powołania nowej agencji, Narodowego Centrum Badań Stosowanych. Mamy agencję NCN finansującą badania podstawowe, mamy mechanizm wdrażania badań z wyższych poziomów gotowości technologicznej, tj. NCBR. Natomiast pośrodku pozostaje luka, tak naprawdę nie finansujemy badań stosowanych. Jeżdżę po Polsce, odwiedziłem kilkanaście uczelni i widzę, że program badań stosowanych się podoba.
Misją firmy jest produkcja. Misją nauki jest realizacja badań. To trzeba łączyć i to jest misja rządzących
Ile pieniędzy potrzeba na ten program?
Myślę, że 2 mld zł dałyby efekt. Gdyby się udało uruchomić program, który sfinansowałby badania stosowane i tym samym pomysły, których jest dość sporo, fantastyczne pomysły różnych młodych ludzi, naukowców, można by dzięki finansowaniu zamienić je na szósty poziom gotowości technologicznej. A więc byłby to już swego rodzaju prototyp, którym moglibyśmy tym bardziej zachęcić przemysł do naszych pomysłów. Nauka przecież współpracuje z biznesem na dwóch płaszczyznach. Albo firma przychodzi do uczelni i mówi, że ma pewien problem i liczy na współpracę, albo nauka idzie do przemysłu i mówi, słuchajcie, mam świetny pomysł, może byście go chcieli wdrożyć w swojej produkcji.
Tylko po co powoływać nową agencję? Czy nie dublujemy tutaj czegoś? Mamy na przykład Sieć Łukasiewicz, czy ona nie mogłaby przejąć tego rodzaju badań?
Oczywiście – mamy uczelnie, mamy instytuty Polskiej Akademii Nauk, mamy 22 instytuty Sieci Badawczej Łukasiewicz. Ale to są po prostu instytuty, które realizują badania. Ja natomiast mówię o agencji, która by finansowała badania, do której moglibyśmy aplikować poprzez składanie wniosków projektowych. Mam jakiś pomysł, biorę partnerów i składam wniosek na realizację projektu, który kończy się na przykład prototypem urządzenia rehabilitacyjnego, które mogłoby wspierać rehabilitację osób po udarach. Wtedy szukam na rynku firm, które zajmują się produkcją podobnych urządzeń. Jeżeli je przekonam, firma albo inwestuje, kupuje ode mnie ten pomysł w postaci licencji, albo umawiamy się na dalszą realizację projektu – i firma wdraża u siebie ten pomysł jako gotowy produkt, tworzy strategię marketingową i sprzedaje. A ja jako uczelnia mam przychody z tego tytułu. I w ten sposób coraz lepiej zacieśniam współpracę z biznesem. Tylko do tego potrzebne jest właśnie stworzenie możliwości finansowania badań stosowanych – od pomysłu do prototypu.
To by spowodowało, że w szafach polskich uczelni znalazłoby się dużo więcej propozycji, z którymi moglibyśmy pójść do przemysłu i tym samym mocniej go zmotywować do tego, by chciał wprowadzać do siebie ciekawe rozwiązania. Tych pomysłów, proszę mi wierzyć, w różnych obszarach jest naprawdę bardzo wiele.
A czy będą one odpowiadały na potrzeby biznesu?
Ale przecież to również działałoby w drugą stronę. Czyli firma przychodzi na uczelnię i mówi: słuchajcie, mam taki pomysł, co o tym myślicie? Czy moglibyście wystartować w projekcie badań stosowanych? I my, naukowcy, możemy być inspirowani przez przemysł. Składamy wniosek do badań stosowanych, uzyskujemy dofinansowanie i zamieniamy ten pomysł na coś już działającego. Wtedy firma może sobie dalej komercjalizować i realizować część wdrożeniową.
Dlaczego to nie działa już w tej chwili? Biznesowi współpraca z uczelniami bardzo często się nie układa.
Problemem bywa wzajemne zrozumienie i zaufanie. Często szybko dochodzi do zniecierpliwienia, a budowanie pozytywnych relacji wymaga czasu i cierpliwości. To proces, który w zależności od wielu czynników zaczyna przynosić efekty dopiero po kilku miesiącach, a bywa, że i po kilku latach.
Szereg firm, dostrzegając te problemy, zdecydował się rozbudować własne zaplecze naukowo-badawcze. I to jest najgorszy kierunek.
Rzeczywiście najgorszy? Firmy potrafią nieźle na tym wychodzić.
Jestem przeciwnikiem budowania zaplecza badawczego w firmach. Wtedy nie wyjdziemy z zaklętego kręgu. Jeżeli sobie nie zaufamy – nauka i biznes. Jako rząd powinniśmy robić wszystko, by tworzyć klimat do tej współpracy, a nie finansować zaplecza badawcze firm. Po co mamy na uczelniach tyle laboratoriów, w które zainwestowano mnóstwo pieniędzy? Użytkowanie infrastruktury badawczej na uczelniach sięga może kilkunastu procent, ten potencjał wciąż jest niewykorzystany. Finansując rozwój zaplecza badawczego w firmach, właściwie nie dajemy szans na rozwój polskiej nauki. Dlatego jestem przeciwnikiem finansowania i budowania silnego zaplecza badawczego firm. Jeżeli wydaliśmy masę pieniędzy na infrastrukturę i teraz nie stymulujemy współpracy – to idziemy w złym kierunku.
Ja sam od lat współpracuję z pewną firmą, realizujemy fantastyczne projekty. Ale to zajmuje lata, zanim rzeczywiście po stronie biznesu i nauki ludzie nauczą się ze sobą współpracować. Jeżeli nie będziemy tego stymulować, nigdy nie poprawimy tego poziomu kooperacji. Jeżeli mamy ambicje i chcemy dalej rozwijać nasz kraj, to musimy pójść w innowacje. Złotówka zainwestowana w naukę zwraca się dziesięciokrotnie. Ale dlaczego tę złotówkę mają dostawać firmy? One mają produkować, wdrażać, rozwijać produkty. To jest ich misja. Natomiast misją nauki jest realizacja badań. Jeżeli nie potrafimy tego ze sobą połączyć, możemy mieć pretensje do siebie jako rządzący, że nie zrobiliśmy wystarczająco dużo.
Na świecie to biznes dysponuje potężnym zapleczem badawczym.
Jednak gdy firmy robią coś przełomowego, coś wielkiego, to współdziałają z nauką. To jest taki standard, do którego my też powinniśmy dążyć. Powtarzam: finansowanie silnego zaplecza badawczego firm odniesie taki skutek, że biznes zamknie się w swoim kręgu. To oznacza stratę nawet dla niego, gdyż będzie musiał utrzymywać całe to zaplecze badawcze.
Co więcej, biznes często zamyka się w swoim świecie. Natomiast współpraca z nauką oznacza pomysły, choćby fantastycznych młodych ludzi. Nieszablonowych, niechcących się zamknąć. Dla nich współpraca z firmą to inspiracja, rozwój. Dla firmy to też duża korzyść, bo dostaje tę energię, pasję młodych ludzi. Czyli najlepszy model to zacieśnianie współpracy nauka–biznes.
Jednak nauka często nie potrafi komercjalizować swoich rozwiązań. Potrafi to się skończyć po prostu ich sprzedażą za granicę.
Na pewno można podać szereg przykładów, gdzie ta współpraca nie przyniosła spodziewanych efektów. Ale można również przytoczyć te pozytywne, ich też jest sporo. Weźmy wóz bojowy piechoty Borsuk. Przecież to jest dobry przykład tego, jak Polska Grupa Zbrojeniowa, Huta Stalowa Wola, wspólnie z uczelniami, między innymi z Wojskową Akademią Techniczną, zrealizowała projekt za 500 mln zł. Znakomite osiągnięcie. Przemysł miał swój pomysł, ale potrzebował rozwiązania pewnych problemów, z pomocą przyszła polska nauka i skończyło się to sukcesem. Czyli żeby coś zrealizować, trzeba mieć pomysł, firmy muszą potrafić go skomercjalizować, ale też musi być grupa naukowców, którzy w tym obszarze mają kompetencje.
Trzeba jednak zadbać o skalę tych projektów. Gdyby było ich więcej, znalazło by się więcej środków na badania stosowane, pojawiłoby się więcej pomysłów. I ich realizacja byłaby kolejnym kołem zamachowym dla naszej gospodarki.