Trwa ofensywa wizerunkowa polskiej nauki. – Chcemy pokazać, że coraz częściej znajduje ona praktyczne zastosowanie, a tworzone innowacje realnie wpływają na życie ludzi i rozwój gospodarki – mówił minister nauki i szkolnictwa wyższego Marcin Kulasek, otwierając Pawilon Polskiej Nauki podczas XXXIV Forum Ekonomicznego w Karpaczu. – Współpraca z biznesem i z instytucjami otoczenia biznesu pozwala nam optymistycznie patrzeć w przyszłość. Zarówno w sferze edukacji, jak i w sferze prowadzenia badań naukowych jest dużo pól do budowania relacji – deklarowała podczas konferencji Impact 2025 rektorka Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu, prof. dr hab. Barbara Jankowska.
Ruszył też projekt uznawany obecnie za najpoważniejszą próbę połączenia obu tych światów: Science4Business – nauka dla biznesu. Z budżetem na poziomie niemal 300 mln zł i perspektywą do końca 2029 r. projekt ten ma zwiększyć efektywność działań Centrów Transferu Technologii i spółek celowych należących do organizacji badawczych w zakresie współpracy z biznesem, m.in. poprzez komercjalizację wyników badań i prac rozwojowych. Jak się wydaje, uczelnie dosyć ochoczo przystąpiły do tego przedsięwzięcia. Z danych, jakie umieścił na swoich stronach resort nauki, wynika choćby, że liczba realizowanych projektów, które będą korzystać ze wsparcia w ramach tego programu, sięga obecnie 952, liczba wniosków patentowych – 766, liczba utworzonych spółek typu spin off/spin out – 118.
Co jednak najważniejsze, prognozy i scenariusze rozwoju polskiej gospodarki w ciągu kolejnych lat (w zależności od scenariusza od kilku do kilkunastu) zakładają, że najdynamiczniej będą się nad Wisłą rozwijać te branże i dziedziny gospodarki, które w olbrzymiej mierze zależą od innowacyjności i know-how zatrudnionych tam ludzi. Jeżeli rzeczywiście tak się stanie, trudno o bardziej skuteczny impuls dla efektywności współpracy ze światem nauki, a także – dla rozwoju nauki w ogóle.
Siła intelektu, moce obliczeniowe
Next Big Thing – tak zwykło się mówić o technologiach, które budziły nadzieje na kolejną rewolucję technologiczną, nowe generacje produktów, których funkcjonalności i zwiększona użyteczność praktycznie eliminowały poprzednie generacje urządzeń. Dziś za Next Big Thing uchodzi sztuczna inteligencja. Czysto teoretycznie Polska stanowi całkiem obiecujący obszar do badań: według opublikowanego w lipcu raportu firmy KPMG w naszym kraju aż 69 proc. respondentów przyznaje, że regularnie korzysta z rozwiązań AI – i jest to odsetek o kilka procent wyższy niż w Niemczech czy USA. 84 proc. potwierdza, że już zetknęło się z tą technologią, 70 proc. uważa, że potrafi rozpoznać treści przez nią generowane, ale też 40 proc. (a więc mniej niż globalna średnia) deklaruje zaufanie do nich.
Innymi słowy, Polacy są z tą technologią całkiem nieźle zaznajomieni, chętnie po nią sięgają, a jednocześnie mają – choćby instynktowną – świadomość jej braków. Dyrektor Instytutu Ideas, rozwijającego polskie badania nad AI, przekonuje z kolei, że polska nauka posiada warunki, by ten obszar badań dynamicznie się u nas rozwijał: zarówno pod względem zasobów kadrowych, jak i mocy obliczeniowych. – Zgodnie z raportem Banku Światowego z 2024 r. Polska bardzo dobrze absorbuje technologie pochodzące z zagranicy, natomiast niedostatecznie dobrze tworzymy własne technologie i innowacje. Inwestycje w sztuczną inteligencję mogłyby doprowadzić do przeskoczenia kolejnego progu w rozwoju gospodarczym – mówił ekspert w rozmowie z PAP. Ułatwieniem dla nawiązywania współpracy może być fakt, że polscy specjaliści IT od wielu lat cieszą się doskonałą renomą na świecie – dowodem mogą być centra rozwojowe lokowane w Polsce przez gigantów branży, renoma, jaką cieszyli się nasi eksperci w czasach, gdy rynki żyły technologią blockchain, kryptowalutami, tokenami. Polacy stworzyli wiele dobrze znanych na globalnym rynku start-upów lub w nich pracują. A gdyby tego było nie dość, dziś praktycznie każda duża polska uczelnia prowadzi już kierunkowe studia oraz własne programy badawcze koncentrujące się na AI.
Co więcej, nie trzeba koniecznie specjalizować się w sztucznej inteligencji, by budzić zainteresowanie biznesu. Zgodnie z prognozami w Polsce będą się równie dynamicznie rozwijać inne sfery biznesu związane z informatyką: tworzenie aplikacji no-code, technologie wirtualnej i rozszerzonej rzeczywiści (VR/AR), internet rzeczy (IoT). Przy czym warto też spojrzeć na ten obszar współpracy od innej strony: polskie firmy dziś widzą AI nie w roli jakiegoś humanoidalnego konsultanta czy wykonawcy takich czy innych prac, a raczej jako kolejne, może bardziej wyrafinowane, narzędzie zbierania i analizy danych. A nad takim narzędziem też musi czuwać specjalista – tym można tłumaczyć obserwowany już w ubiegłym roku wzrost zainteresowania specjalistami typu data analyst, data engineer, data scientist.
To, że polski rynek i Polacy jako społeczeństwo oraz konsumenci szybko chłoną cyfrowe nowinki, sprawia też, iż pojawia się duże zainteresowanie inną sferą IT: cyberbezpieczeństwem. Polskie firmy są celem ponad 250 ataków dziennie i 1825 tygodniowo – twierdzą analitycy firmy Check Point Research. Możemy ten proces przypisywać zarówno geopolityce, jak i przestępczości pospolitej, ale nie ulega wątpliwości, że wraz z integracją z cyfrowymi technologiami skutki takich ataków będą dla nas coraz boleśniejsze i coraz bardziej spektakularne. A to oznacza, że w środowisku biznesu zapotrzebowanie na specjalistów potrafiących stawiać cyfrowe mury obronne będzie – a przynajmniej powinno – tylko rosnąć.
Z robotem za pan brat
Jedna z najbardziej perspektywicznych polskich firm zrodziła się w branży gier komputerowych – i nie chodzi o CD Projekt. – Byliśmy zdeterminowani, żeby poza segmentem gier znaleźć własną niszę na rynku hardware. Doszliśmy do wniosku, że to powinno być coś związanego z kosmosem. Po pierwsze, to nasze marzenia z dzieciństwa, po drugie, właśnie teraz jest „ten czas”. Miniaturyzacja, tanie podzespoły, możliwość wynoszenia na orbitę za relatywnie niewielkie pieniądze – opowiadał mi Grzegorz Zwoliński, współtwórca firmy SatRevolution. Nazwę firmy przez lata zmieniano – na SatRev, a lada chwila, wraz z nowym inwestorem i zmianami organizacyjnymi – Sky Vision.
Tak czy inaczej, firma pozostaje jedynym w Polsce właścicielem prywatnego satelity na ziemskiej orbicie, w tym roku uruchomiła stację naziemną w Omanie i budzi wielkie emocje, zarówno wśród tych, którzy planują przedsięwzięcia kosmiczne, jak i na rynku finansowym. Co więcej, pociągnęła za sobą naśladowców – zarówno w środowisku biznesu, jak i na uczelniach – dzięki czemu zaczyna się mówić o pojawieniu się w Polsce nowego rynku usług. „Polski przemysł kosmiczny” to fraza, która mogła dekadę czy dwie temu budzić złośliwy uśmieszek, dziś zdaje się raczej wskazywać na niewiedzę rozbawionej osoby o tym, co w trawie piszczy.
O ile pionierzy nowych technologii i branż przemysłu często wywodzili się z grona specjalistów IT, którzy szukali nowych obszarów biznesowej ekspansji, to dziś drogę na rosnące w siłę rynki torują uczelnie. Weźmy robotykę i automatykę – kolejne dynamicznie rozwijające się płaszczyzny, na których innowacje spotykają się z przedsiębiorczością. Studia w tym obszarze uruchomiły już niemal wszystkie uczelnie technologiczne, a do grona najlepiej ocenianych należą Politechnika Poznańska, Akademia Górniczo-Hutnicza w Krakowie, Politechniki Warszawska i Śląska. Uczelnie regularnie donoszą o tworzeniu nowoczesnych laboratoriów wspierających prace na tym polu badawczym, a regularnie organizowane Noce Innowacji, poza popularyzowaniem nauki, bywają też witryną wystawową prac prowadzonych w danej placówce. Opracowany dwa lata temu raport Instytutu Sobieskiego identyfikował 210 firm z tej branży działających na polskim rynku, generujących łącznie 9 mld zł przychodów rocznie. Choć tempo robotyzacji i automatyzacji bywa wolniejsze niż u naszych sąsiadów, to proces ten cały czas zwiększa dynamikę, co pokazuje, że popyt na takie technologie będzie miał charakter zarówno wewnętrzny, jak i zewnętrzny. Łatwo zatem dostrzec, że to perspektywiczna z punktu widzenia współpracy dziedzina.
Zresztą płaszczyzn rozwoju, które stanowiłyby pole popisu dla innowacji tworzonych przez ludzi nauki na stylu software i hardware, jest znacznie więcej. Perspektywicznym kierunkiem jest transport autonomiczny czy technologie z trendu smart cities, internet rzeczy (IoT), wojskowość. Rozwiązania z obszaru robotyki i automatyzacji mogą okazać się gamechangerem w rolnictwie, w którym deficyt rąk do pracy odciska się coraz silniejszym piętnem. Z kolei podkarpacka Dolina Lotnicza stała się już hubem technologii lotniczych (i dla lotnictwa) o międzynarodowej renomie. Robotyka i automatyzacja to szansa zarówno na wejście do głównego nurtu, jak i szukanie własnej niszy.
Energia przyszłości
Rok 2025 będzie w polskiej gospodarce datą o symbolicznym charakterze, choć symbolika ta będzie pewnie miała znaczenie niemal wyłącznie dla grona ekspertów. Otóż po raz pierwszy w historii udział węgla w produkcji energii elektrycznej spadł poniżej 50 proc., wyparty przede wszystkim przez odnawialne źródła energii – jedni twierdzą, że stało się to w kwietniu, inni, że w czerwcu. Być może i tak, i tak – bo na razie mowa o miesięcznych bilansach, o tym, jak wypadnie cały rok, jeszcze się przekonamy.
To właśnie transformacja energetyczna, która zaczęła się nie tylko w Polsce, ale na całym świecie, stanowi kolejny impuls dla nauki. Ten skomplikowany proces wymaga współdziałania na wielu poziomach i może napotykać na przeróżne bariery: od technologii i instalacji używanych w samej produkcji energii elektrycznej czy cieplnej, przez zwiększanie efektywności instalacji, po adaptację rozmaitych systemów i urządzeń na potrzeby zasilania energią odnawialną. Warto tu zwrócić uwagę na fakt, że na polskich uczelniach od wielu lat eksperymentowano z nieszablonowymi ideami związanymi z produkcją energii; materiałami, jakie stosuje się w produkcji urządzeń produkujących prąd; ale też metodami uporania się z potencjalną lawiną odpadów, gdy pierwsze generacje tego typu nowego hardware będą wychodzić z użycia.
Przykładem niech będą doliny wodorowe: w Polsce istnieje 11 tego typu hubów technologicznych (w całej Europie jest ich 65), które mają nadawać impet pracom nad potencjalnym przyszłościowym paliwem. Owszem, trzeba przyznać, że dla dzisiejszych menedżerów branży energetycznej wodór to pieśń przyszłości. – W liczącej się, przewidywalnej perspektywie trudno mówić o tych technologiach jako realnej alternatywie – ucinał w rozmowie z „Rz” Andrzej Modzelewski, prezes E.ON Polska. Ale też każda firma energetyczna liczy się z tym, że pojawienie się jednego – a możliwe, że i więcej – wynalazku pozwalającego efektywnie i tanio generować wodór, transportować go i składować, używać do generowania energii może błyskawicznie zmienić reguły gry na rynku.
Zresztą nawet optymalizacja już istniejących technologii stanowi wielkie pole do popisu dla nauki. Opracowywanie materiałów i instalacji, które zwiększą żywotność i obniżą ceny instalacji OZE (i generowanej przez nie energii) dla odbiorców indywidualnych i firmowych, może okazać się tym czynnikiem, który z dnia na dzień przekona nawet największych obrońców paliw kopalnych. Know-how potrzebny do przebudowy i modernizacji infrastruktury przesyłu i dystrybucji energii będzie kluczowy do zapewnienia bezpieczeństwa dostaw i uchronienia Polski przed blackoutami. Umiejętne konstruowanie i zarządzanie systemem rozproszonych źródeł energii będzie wymagać kolejnych „dywizji” kompetentnych specjalistów. Siłą rzeczy nie ściągniemy wszystkich ze świata, gdyż procesy, z jakimi mamy do czynienia na rodzimym rynku, zachodzą niemal wszędzie. Dotyczy to również energetyki nuklearnej, która ma przecież być tym źródłem energii, które będzie pracować „w podstawie” systemu, zatem w sposób ciągły, stabilizujący dostawy. Ekspertów, którzy zadbają o administrowanie całym tym systemem, będą musiały dostarczyć uczelnie, co zresztą już dziś przyciąga do siebie firmy z tego rynku i placówki naukowe.
Zręczne szczypce twojego chirurga
Jeśli ktoś skrupulatnie śledzi zmiany w medycynie i opiece zdrowotnej, w ostatnim czasie ma pełne ręce roboty i zapełniony terminarz. Od dużych imprez gospodarczych, jak Forum Ekonomiczne w Karpaczu, przez eventy jak Future Health, po dziesiątki mniejszych konferencji i sympozjów, dyskutuje się o tym, jak zmienia się współczesna medycyna, farmacja i ochrona zdrowia. A co kluczowe: ten postęp nie odbywa się już wyłącznie na polu odkrywania nowych leków i terapii – rozwój medycyny i służby zdrowia stał się dziś dziedziną interdyscyplinarną, łączącą technologie z rozmaitych obszarów.
O wielu już wspomnieliśmy. Niedawno badacze z prestiżowych amerykańskich uczelni, Stanfordu i John Hopkins University, na łamach prestiżowego magazynu „Science Robotics” ogłosili – może nieco wyprzedzając fakty – że „twój następny chirurg będzie robotem”. Obecnie testowane autonomiczne maszyny operujące cechują się wysoką, sięgającą od ponad 80 do ponad 90 proc., skutecznością w wykonywaniu poszczególnych czynności składających się na zabieg chirurgiczny. To o tyle istotne, że nie mówimy tu o skomplikowanych zabiegach, do których służą już wykorzystywane maszyny – jak znany w Polsce robot da Vinci.
Przyszłość medycyny to robotyzacja w odniesieniu do zabiegów znacznie bardziej prozaicznych, jak usuwanie pęcherzyka żółciowego. Owszem, sala operacyjna zamieni się w taśmę produkcyjną – „pod robota” pacjenci mogliby podjeżdżać niemal w trybie ciągłym. Ale taka maszyna, zastępująca skądinąd nie tylko samego chirurga, ale też towarzyszący mu zespół pielęgniarski, mogłaby rozładować kolejki w służbie zdrowia i sprawić, że pacjenci opuszczaliby szpital wcześniej i w lepszym stanie niż dotychczas.
Do tego możemy dorzucić niebagatelny wkład sztucznej inteligencji w diagnostykę i wczesne rozpoznawanie niepokojących zmian w naszych organizmach. Albo telemedycynę, która rozkwitła w czasach pandemii – i już z nami została: gwałtownie zwiększa się liczba teleporad. Według danych GUS w 2024 r. już 8,6 proc. wszystkich porad w podstawowej opiece zdrowotnej odbyło się zdalnie. Wraz z rozwojem infrastruktury przesyłania danych (np. wysyłanie robionych w domu zdjęć wysokiej rozdzielczości) czy internetu rzeczy (dane wysyłane przez czujniki do monitorowania funkcji organizmu) porady udzielane w takim trybie mogą nabierać coraz bardziej specjalistycznego charakteru, co przekładałoby się na rozładowywanie kolejek w placówkach i usprawnienie działania służby zdrowia.
A to wszystko nie znaczy, że poszukiwanie nowych metod i substancji służących skuteczniejszemu leczeniu schodzi na dalszy plan. Mało tego, zmiany klimatu sprawiają, że wiele egzotycznych chorób i problemów zdrowotnych, które dotychczas jedynie sporadycznie pojawiały się „na radarze” medycyny, dziś zaczyna stanowić coraz częściej spotykany problem, co wcześniej czy później zmusi medycynę, farmację i biotechnologię do zintensyfikowania prac nad nowymi lekami i terapiami. Nie zapominajmy też, że w coraz większym stopniu dotykają nas kłopoty natury psychicznej, co przekłada się na zapotrzebowanie na know-how i technologie usprawniające pracę z pacjentami w tym zakresie.
Sztuczna inteligencja ma doprowadzić do kolejnej rewolucji w gospodarce i naszym życiu. Wiedza i umiejętności polskich ekspertów cieszą się tu sporym wzięciem
Nowoczesne finanse napędzane wykształceniem
Obszarem, który wymaga olbrzymiej wiedzy z rozmaitych – często pozornie odległych – dziedzin, są handel i finanse. Badania wskazują, że e-commerce przyjmuje AI z otwartymi ramionami: oparte na sztucznej inteligencji chaty są dostępne całą dobę, potrafią szybko analizować przebieg konwersacji i połączyć go z historią wcześniejszych zakupów, w kilkunastu procentach przypadków (w zależności od tego, jak interpretować wnioski ekspertów badających dotychczasowe doświadczenia z tą technologią) potrafią doprowadzić do zawarcia transakcji. Na AI polegają też systemy rekomendacji w dużych sklepach internetowych.
Ale świat nauki ma też przed sobą wiele szans w innych obszarach związanych z finansami. Kilka lat temu przez rynek nowych technologii przetoczyła się fala fintech, start-upów specjalizujących się w tworzeniu usług na potrzeby rynku finansowego, której potencjalnym partnerem była bankowość czy firmy ubezpieczeniowe. W wielu przypadkach rozwiązania proponowane przez specjalistów potrafiących łączyć automatyzację z finansami przełożyło się na nasze życie – stąd kredyty konsumenckie udzielane w ciągu kilku minut (a czasem sekund) od złożenia wniosku, produkty takie jak Blik, wymiana walut online i wiele innych. Oczywiście, były pomysły – jak próby oceniania zdolności kredytowej na podstawie zawartości profilów w mediach społecznościowych czy modele ubezpieczeniowe oparte na łączeniu przyjaciół w grupy wzajemnie się ubezpieczające – które okazały się drogą donikąd. Ale kto nie próbuje, nie prosperuje.
Można śmiało zakładać, że rynek finansowy będzie wciąż rozwijał rozwiązania oparte na kryptowalutach i blockchain: wrażenie, iż szczyt popularności tych rozwiązań minął, wynika wyłącznie z tego, że technologia ta stała się codziennością rozwijaną w centrach badawczych instytucji finansowych. To po prostu Big Thing, które już nie jest Next.
Warto w końcu zwrócić też uwagę na rynki inwestycyjne. Przybywa osób, które szukają sposobów rozsądnego i opłacalnego ulokowania swoich oszczędności – nie tylko w tradycyjnie pojmowanych segmentach rynku, jak lokaty, fundusze inwestycyjne czy nieruchomości. Popularność zyskują również nisze, w których wcześniej buszowali niemal wyłącznie kolekcjonerzy i pasjonaci – powstają fundusze szukające okazji na rynku kolorowych kamieni szlachetnych, dzieł sztuki (również popkultury), instrumentów muzycznych, mebli z historią itp. W takich przypadkach bez specjalistycznej wiedzy uzyskanej w trakcie wieloletniego kształcenia ani rusz.